Jakiś
czas po ślubie wraz z mężem podjęliśmy decyzję , że zaczniemy starać się o
dziecko.. I nagle po pół roku okazało się, że nadal nie zachodzę w ciążę!
Starałam się spokojnie do tego podejść, wierząc, że będzie dobrze.. Wtedy w
styczniu modląc się na adoracji na Jankach, już cierpiałam z tego powodu. Modliłam
się gorąco, pytając Boga, o to kiedy będę mieć dziecko? Usłyszałam wtedy w
głowie słowa: "dwa lata". Przez bardzo długi czas nie mówiłam o tym
nikomu, potem tylko kilku osobom. Głównie dlatego, że kłóciłam się w sercu z
tymi słowami. „No jak to, przecież ja pragnę tego dziecka TERAZ, a mam czekać
dwa lata???”. Po pewnym czasie zapomniałam o tym zdarzeniu.
Kilka
miesięcy później podczas rekolekcji przed zesłaniem Ducha Świętego, które miały
miejsce u o. Dominikanów, w czasie modlitwy uwielbienia (na którą pierwszy raz
przyszedł ze mną mój mąż),ktoś podszedł do mikrofonu i powiedział, że otrzymał
słowo, że są tu obecne małżeństwa, które bardzo pragną mieć potomstwo i Pan mówi
im, że otrzymają upragnione dziecko. Wtedy te słowa tak mnie poruszyły, że
upadłam na kolana i zalałam się łzami.. Nawet nie pamiętam jak inni modlili się
wtedy nad tymi małżonkami.
Miesiące jednak mijały, a ja nadal nie zachodziłam w ciążę. Za to wiele moich bliskich i dalszych koleżanek, bez problemu. Byłam coraz bardziej zdruzgotana. Jednak wciąż gdzieś z tylu głowy miałam słowa mojej animatorki K., która powiedziała mi, żebym pamiętała, że ta obietnica nie musi spełnić się już teraz, zaraz, ale Pan dał obietnicę i NA PEWNO ją wypełni! Dziś jestem jeszcze bardziej wdzięczna za jej słowa niż wtedy!
Aby o tym nie zapomnieć przykleiłam sobie na lustrze w łazience tekst z Pisma Świętego: "wreszcie Pan okazał Sarze łaskawość, jak to OBIECAŁ, i uczynił jej to, co zapowiedział." Rdz 21, 1
Po dłuższym czasie, w momencie kryzysu zerwałam ten napis. Jego słowa jednak wryły się głęboko w moje serce.
Miesiące jednak mijały, a ja nadal nie zachodziłam w ciążę. Za to wiele moich bliskich i dalszych koleżanek, bez problemu. Byłam coraz bardziej zdruzgotana. Jednak wciąż gdzieś z tylu głowy miałam słowa mojej animatorki K., która powiedziała mi, żebym pamiętała, że ta obietnica nie musi spełnić się już teraz, zaraz, ale Pan dał obietnicę i NA PEWNO ją wypełni! Dziś jestem jeszcze bardziej wdzięczna za jej słowa niż wtedy!
Aby o tym nie zapomnieć przykleiłam sobie na lustrze w łazience tekst z Pisma Świętego: "wreszcie Pan okazał Sarze łaskawość, jak to OBIECAŁ, i uczynił jej to, co zapowiedział." Rdz 21, 1
Po dłuższym czasie, w momencie kryzysu zerwałam ten napis. Jego słowa jednak wryły się głęboko w moje serce.
Pół
roku temu podjęliśmy próbę diagnostyki dzięki Naprotechnologii. Od razu było
widać już po pierwszym cyklu, że jest coś nie tak u mnie. Podejrzenie - PCOS
(zespół policystycznych jajników). Pierwsza wizyta u lekarza - potwierdzenie
diagnozy na 99%. Kolejne badania tylko utwierdzały nas w tym przekonaniu.
Rokowania – bliżej nieokreślone, należało podjąć dalszą diagnostykę.
Cała lista kolejnych badań, planów ( monitoring owulacji, sprawdzenie drożności jajowodów), powodują coraz większe przygnębienie i załamanie.
W końcu postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę! Postanowiłam poprosić o pomoc w tej walce - Maryję! Podjęłam Nowennę Pompejańską w intencji poczęcia naszego dziecka. Nowenna dzieli się na dwie części - prośby i dziękczynną. Pod koniec modlitwy prośby pojawił sie kryzys. Modliłam się wtedy płacząc rzewnymi łzami. Mój głos drżał, a każdy paciorek różańca był coraz trudniejszy. Wtedy podczas każdego "Ojcze nasz", wypowiadałam szczególnie mocno, płynące prosto z serca "bądź wola Twoja".
Gdy dotarłam do części dziękczynnej pomyślałam, że bardzo ciężko modlić się dziękczynieniem, skoro nawet nie wiem czy jest za co dziękować! Walczyłam jednak ze sobą. Kilka dni później była to niedziela Zesłania Ducha Świętego, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Każde kolejne badanie potwierdzało to oraz fakt, ze dzieciątko wciąż się rozwija.
U lekarza otrzymałam datę rozwiązania. Planowany termin porodu to ok. 19 stycznia. Dokładnie (nie co do dnia) dwa lata od obietnicy, którą usłyszałam podczas adoracji.
Bóg jest wielki! Tak na prawdę nie zdążyliśmy włączyć żadnego leczenia PCOS. Te nasze upragnione dzieci to jest DAR od naszego Boga, który jest Stwórcą. To On utkał to dzieciątko w moim łonie.
Otrzymałam tyle znaków od Pana, który kruszył we mnie moją niecierpliwość! Nasz Pan jest miłosierny i w roku Miłosierdzia tak bardzo ulitował się nad naszymi zbolałymi sercami.
Zaufajcie Bogu, proście Go! A jeśli wydaje Wam się, że On nie słucha, to zwróćcie się do Jego Matki. Ona jest Matką każdego z nas! Nie może nas porzucić!
Błogosławię Boga za Jego dobroć! Za Jego plan, który jest dla mnie najlepszy! Błogosławię Pana za czas niepłodności, która na pewno była mi potrzebna!
Cała lista kolejnych badań, planów ( monitoring owulacji, sprawdzenie drożności jajowodów), powodują coraz większe przygnębienie i załamanie.
W końcu postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę! Postanowiłam poprosić o pomoc w tej walce - Maryję! Podjęłam Nowennę Pompejańską w intencji poczęcia naszego dziecka. Nowenna dzieli się na dwie części - prośby i dziękczynną. Pod koniec modlitwy prośby pojawił sie kryzys. Modliłam się wtedy płacząc rzewnymi łzami. Mój głos drżał, a każdy paciorek różańca był coraz trudniejszy. Wtedy podczas każdego "Ojcze nasz", wypowiadałam szczególnie mocno, płynące prosto z serca "bądź wola Twoja".
Gdy dotarłam do części dziękczynnej pomyślałam, że bardzo ciężko modlić się dziękczynieniem, skoro nawet nie wiem czy jest za co dziękować! Walczyłam jednak ze sobą. Kilka dni później była to niedziela Zesłania Ducha Świętego, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Każde kolejne badanie potwierdzało to oraz fakt, ze dzieciątko wciąż się rozwija.
U lekarza otrzymałam datę rozwiązania. Planowany termin porodu to ok. 19 stycznia. Dokładnie (nie co do dnia) dwa lata od obietnicy, którą usłyszałam podczas adoracji.
Bóg jest wielki! Tak na prawdę nie zdążyliśmy włączyć żadnego leczenia PCOS. Te nasze upragnione dzieci to jest DAR od naszego Boga, który jest Stwórcą. To On utkał to dzieciątko w moim łonie.
Otrzymałam tyle znaków od Pana, który kruszył we mnie moją niecierpliwość! Nasz Pan jest miłosierny i w roku Miłosierdzia tak bardzo ulitował się nad naszymi zbolałymi sercami.
Zaufajcie Bogu, proście Go! A jeśli wydaje Wam się, że On nie słucha, to zwróćcie się do Jego Matki. Ona jest Matką każdego z nas! Nie może nas porzucić!
Błogosławię Boga za Jego dobroć! Za Jego plan, który jest dla mnie najlepszy! Błogosławię Pana za czas niepłodności, która na pewno była mi potrzebna!
Chwała Panu!