Jezus

Jezus

piątek, 25 grudnia 2015

Rodzina taka jak inne


Codziennie kładąc się spać oraz budząc się rano mój wzrok pada na najpiękniejszy obraz – ikonę św. Rodziny. Patrząc na Maryję i Józefa z tej ikony zastanawiam się dlaczego mają tak zatroskane twarze. Myślę o tym co przeżyli w swoim życiu Maria i Józef.
W swoim życiu obejrzałam mnóstwo filmów na temat świętej Rodziny, nasłuchałam się wielu konferencji oraz oczywiście zaglądając do Pisma Świętego starałam się poznać choć odrobinę historii tej niewiarygodnej rodziny. Czy faktycznie była ona tak bardzo wyjątkowa? Pan Jezus przecież pierwszy cud uczynił dopiero w Kanie Galilejskiej, a zatem nawet już po tym, jak Józef umarł. W Świątyni, mając dwanaście lat jedynie wykazał się ogromną wiedzą i znajomością spraw Bożych. Poza tym jednak była to najzwyklejsza rodzina.
Tak na prawdę świętą Rodzinę poznałam bardziej po tym, jak wzięłam udział w Żywej Szopce u o. Franciszkanów, wiele lat temu, grając Maryję. Dopiero tam poczułam, że Maryja także była przerażona, bo nie wiedziała co ją czeka po zwiastowaniu. Tam przekonałam się, że Józef musiał być prawdziwym mężczyzną, który jest opiekuńczy ale i dba o bezpieczeństwo swojej rodziny.
Dopiero po tym doświadczeniu wyraźniej zaczęłam się przyglądać Maryi, Józefowi i Jezusowi, jako zwyczajnej rodzinie. Maryja musiała wiele dać z siebie aby wychować Jezusa, jak każda matka. Urzeka mnie scena w „Pasji” Mela Gibsona, kiedy Maryja zwleka z podejściem do Jezusa niosącego krzyż i kiedy upada, przypomina jej się sytuacja gdy Jej mały Syn przewrócił się na ziemię. W momencie biegnie do Niego z wyciągniętymi rękami. Takie jest serce matki. Matki, która kocha swoje dziecko niezależnie kim jest. Martwi się o niego nawet jeśli to jest Syn Boży.
Piękne sceny dotyczące świętej Rodziny pojawiają się także w filmie „Narodzenie”, który jest jak dla mnie numerem jeden wśród filmów na Boże Narodzenie. Przepięknie jest tam pokazana relacja pomiędzy Maryją a Józefem, która rodzi się z czasem. Józef, który jest strażnikiem swojej rodziny, wydaje się być mężczyzną niezwykle odpowiedzialnym ale i czułym. Prawdziwy wzór męskości. A Maryja odwzajemnia miłość pokazaną w pięknej scenie jaką jest umycie Józefowi stóp, poranionych, zmęczonych, od dalekiej drogi do Betlejem. Kieruje ona przy tym piękne słowa skierowane wprost do Swojego Syna, który jest w Jej łonie. Mówi o tym, że Jezus będzie miał wspaniałego opiekuna, który go wychowa, który potrafi dać siebie w całości. Niewiarygodna jest ta scena. Tak czuła, pełna miłości i ciepła. Serdecznie polecam obejrzeć „Narodzenie” (The Nativity Story) przed Świętami.
Na kartach Ewangelii niewiele jest zapisane na temat życia Pana Jezusa oraz Maryi i Józefa z czasów przed działalnością Chrystusa. Musieli wieść zwyczajne życie. Lubię myśleć o tym, że Józef uczył Jezusa zawodu, że Jezus jadał razem z całą rodziną obiady, że prawdopodobnie gdy był dzieckiem jeździł na wakacje do ciotki Elżbiety i bawił się ze świętym Janem. Trzydzieści lat, które Pan Jezus przeżył z rodziną to przecież kawał czasu. Cała Święta Rodzina musiała żyć normalnie, z dnia na dzień. Dlatego ta rodzina jest mi tak bliska, ponieważ przypomina mi tę, w której ja żyję.

Zatroskane twarze na ikonie z mojej sypialni najlepiej ukazują zwyczajność obecną w świętości tej Rodziny. Byli Oni ludźmi zatroskanymi o swoje Dziecko, o swoją rodzinę, prawdopodobnie i o swój byt. To były trudne czasy. Dlatego patrząc na świętą Rodzinę widzę szansę, że może kiedyś i moja rodzina będzie święta. 
Przecież wszyscy powołani jesteśmy do świętości.  

Na Święta Narodzenia naszego Zbawiciela przyjmijcie najserdeczniejsze życzenia. Niech dobry Jezus zamieszka w Waszym sercu już na zawsze. On przychodzi w dniu Swoich narodzin szczególnie. Niech Was błogosławi i strzeże na każdy dzień. 

Dobroci +


PS. Zdjęcia pochodzą z Żywej Szopki u o.o. Franciszkanów w Krakowie z roku 2007.

środa, 9 grudnia 2015

Najbliższa obecność


Najbliższa obecność
Przyciemnione światła, głucha cisza odbijająca się o ściany kaplicy. Jedyny dźwięk jaki dało się słyszeć to liczne bicie serc. Kilka świec palących się na ołtarzu, a wysoko nad nim wzniesiona w złotych promieniach najświętsza Hostia. To z niej wprost na stęsknione serca spogląda sam Bóg. W niej utkwione spojrzenia ludzi pełnych nadziei, przychodzących wylewać swoje cierpienie i miłość do Jezusa. Ludzie Ci przyszli adorować swojego Boga. Jedni klęczą modląc się w skupieniu, inni siedzą zapatrzeni w białą Hostię. Każdy przeżywający swoją miłość do Ojca na swój sposób.
Adoracja jest dla mnie jedną z trudniejszych form modlitwy. Wiele razy podchodziłam do niej, niejednokrotnie okazywało się, że mnie przerastała. Moje myśli uciekały do spraw codziennych, do obowiązków, marzeń. Zdarzają się jednak momenty kiedy Adoracja ma szczególne znaczenie, kiedy Pan zaskakuje nas w zupełnie niespodziewanych chwilach naszego życia. Dotychczas miałam dwa tak bardzo znaczące przeżycia związane z adoracją. Były one bardzo głębokie i intymne. Jak nigdy przedtem zatopiłam się w miłości. Miłości, która pochodziła ze spojrzenia Chrystusa, który spoglądał na każdego z obecnych. Nie ważne były moje troski, smutki. Była to adoracja jak wiele innych, po Mszy Świętej, w pierwszą niedzielę miesiąca. Każdy wie jak ona wygląda. Krótka, wyczytana, prześpiewana. Tamtego dnia jednak po raz pierwszy czułam, że nie chcę aby ona się kończyła. Nie dlatego, że ksiądz mądre modlitwy odprawiał. To wszystko było nieważne. Byłam tylko ja i On. Byliśmy sami pośród tych wszystkich ludzi. Czułam Jego obecność, Jego miłość. Dlatego gdy ta krótka adoracja dobiegła końca, a ksiądz podniósł hostię i błogosławił, czułam wzruszenie i tęsknotę. Tak ogromną tęsknotę za Nim. W tamtym momencie pragnęłam abyśmy bez końca tak wpatrywali się w siebie.
Kolejne bardzo drogie mi doświadczenie płynie z długiej Adoracji, w ciszy. Jest ona bardzo trudna, zwłaszcza jeżeli dręczą nas problemy i nie pozwalają nam skupić się wyłącznie na Nim i Jego obecności. Był jednak taki dzień, kiedy Jego miłość przekroczyła wszelkie moje wyobrażenia.
Moją ówczesną troską była decyzja co do udziału w rekolekcjach odnowy w Duchu Świętym. Chciałam się upewnić, że to dzieło Boże, do którego On sam mnie zaprasza. Wzięłam tę sprawę na modlitwę. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam głos Boga. A może był to Jego Anioł posłany do mnie? Odpowiedział mi wtedy na dręczące mnie pytanie. Jego słowa „tak, idź!”, posłały mnie.
Patrząc z perspektywy czasu wierzę, że słowa te były od Boga. Rekolekcje ukończyłam, przekonana, że dobrze uczyniłam. Ogrom problemów jakie pojawiły się później tylko utwierdziły mnie, że dobry Ojciec chciał uchronić mnie przed dewastującym skutkiem tych trudności. Rekolekcje te umocniły moją wiarę, a podczas nich nauczyłam się budowania głębszej relacji z Chrystusem. A także poczułam przynaglenie, do częstszej modlitwy w ciszy.
Adoracja może mieć różną formę: modlitwa wspólna, indywidualna, w ciszy lub śpiew. Nie ważne jest tak na prawdę jaką będzie mieć formę, najważniejsze, abyśmy w niej dostrzegli najbliższą obecność Jezusa, który wtedy z czystą miłością patrzy na nas i zsyła swoje błogosławieństwo i łaski. Jest On na wyciągnięcie ręki. Tak bliski, choć nie raz wydaje się nam być tak daleki.
Życzę sobie i każdemu z osobna tak cudownych przeżyć podczas adoracji, która niekiedy może wydawać się nudna, przesiedziana, przemilczana. Czasami jednak wystarczy, że nic nie mówimy, a jedynie wpatrujemy się w siebie z naszym Oblubieńcem.

A miłość rozlewa się w naszym sercu.

Dobroci +