Jezus

Jezus

piątek, 25 grudnia 2015

Rodzina taka jak inne


Codziennie kładąc się spać oraz budząc się rano mój wzrok pada na najpiękniejszy obraz – ikonę św. Rodziny. Patrząc na Maryję i Józefa z tej ikony zastanawiam się dlaczego mają tak zatroskane twarze. Myślę o tym co przeżyli w swoim życiu Maria i Józef.
W swoim życiu obejrzałam mnóstwo filmów na temat świętej Rodziny, nasłuchałam się wielu konferencji oraz oczywiście zaglądając do Pisma Świętego starałam się poznać choć odrobinę historii tej niewiarygodnej rodziny. Czy faktycznie była ona tak bardzo wyjątkowa? Pan Jezus przecież pierwszy cud uczynił dopiero w Kanie Galilejskiej, a zatem nawet już po tym, jak Józef umarł. W Świątyni, mając dwanaście lat jedynie wykazał się ogromną wiedzą i znajomością spraw Bożych. Poza tym jednak była to najzwyklejsza rodzina.
Tak na prawdę świętą Rodzinę poznałam bardziej po tym, jak wzięłam udział w Żywej Szopce u o. Franciszkanów, wiele lat temu, grając Maryję. Dopiero tam poczułam, że Maryja także była przerażona, bo nie wiedziała co ją czeka po zwiastowaniu. Tam przekonałam się, że Józef musiał być prawdziwym mężczyzną, który jest opiekuńczy ale i dba o bezpieczeństwo swojej rodziny.
Dopiero po tym doświadczeniu wyraźniej zaczęłam się przyglądać Maryi, Józefowi i Jezusowi, jako zwyczajnej rodzinie. Maryja musiała wiele dać z siebie aby wychować Jezusa, jak każda matka. Urzeka mnie scena w „Pasji” Mela Gibsona, kiedy Maryja zwleka z podejściem do Jezusa niosącego krzyż i kiedy upada, przypomina jej się sytuacja gdy Jej mały Syn przewrócił się na ziemię. W momencie biegnie do Niego z wyciągniętymi rękami. Takie jest serce matki. Matki, która kocha swoje dziecko niezależnie kim jest. Martwi się o niego nawet jeśli to jest Syn Boży.
Piękne sceny dotyczące świętej Rodziny pojawiają się także w filmie „Narodzenie”, który jest jak dla mnie numerem jeden wśród filmów na Boże Narodzenie. Przepięknie jest tam pokazana relacja pomiędzy Maryją a Józefem, która rodzi się z czasem. Józef, który jest strażnikiem swojej rodziny, wydaje się być mężczyzną niezwykle odpowiedzialnym ale i czułym. Prawdziwy wzór męskości. A Maryja odwzajemnia miłość pokazaną w pięknej scenie jaką jest umycie Józefowi stóp, poranionych, zmęczonych, od dalekiej drogi do Betlejem. Kieruje ona przy tym piękne słowa skierowane wprost do Swojego Syna, który jest w Jej łonie. Mówi o tym, że Jezus będzie miał wspaniałego opiekuna, który go wychowa, który potrafi dać siebie w całości. Niewiarygodna jest ta scena. Tak czuła, pełna miłości i ciepła. Serdecznie polecam obejrzeć „Narodzenie” (The Nativity Story) przed Świętami.
Na kartach Ewangelii niewiele jest zapisane na temat życia Pana Jezusa oraz Maryi i Józefa z czasów przed działalnością Chrystusa. Musieli wieść zwyczajne życie. Lubię myśleć o tym, że Józef uczył Jezusa zawodu, że Jezus jadał razem z całą rodziną obiady, że prawdopodobnie gdy był dzieckiem jeździł na wakacje do ciotki Elżbiety i bawił się ze świętym Janem. Trzydzieści lat, które Pan Jezus przeżył z rodziną to przecież kawał czasu. Cała Święta Rodzina musiała żyć normalnie, z dnia na dzień. Dlatego ta rodzina jest mi tak bliska, ponieważ przypomina mi tę, w której ja żyję.

Zatroskane twarze na ikonie z mojej sypialni najlepiej ukazują zwyczajność obecną w świętości tej Rodziny. Byli Oni ludźmi zatroskanymi o swoje Dziecko, o swoją rodzinę, prawdopodobnie i o swój byt. To były trudne czasy. Dlatego patrząc na świętą Rodzinę widzę szansę, że może kiedyś i moja rodzina będzie święta. 
Przecież wszyscy powołani jesteśmy do świętości.  

Na Święta Narodzenia naszego Zbawiciela przyjmijcie najserdeczniejsze życzenia. Niech dobry Jezus zamieszka w Waszym sercu już na zawsze. On przychodzi w dniu Swoich narodzin szczególnie. Niech Was błogosławi i strzeże na każdy dzień. 

Dobroci +


PS. Zdjęcia pochodzą z Żywej Szopki u o.o. Franciszkanów w Krakowie z roku 2007.

środa, 9 grudnia 2015

Najbliższa obecność


Najbliższa obecność
Przyciemnione światła, głucha cisza odbijająca się o ściany kaplicy. Jedyny dźwięk jaki dało się słyszeć to liczne bicie serc. Kilka świec palących się na ołtarzu, a wysoko nad nim wzniesiona w złotych promieniach najświętsza Hostia. To z niej wprost na stęsknione serca spogląda sam Bóg. W niej utkwione spojrzenia ludzi pełnych nadziei, przychodzących wylewać swoje cierpienie i miłość do Jezusa. Ludzie Ci przyszli adorować swojego Boga. Jedni klęczą modląc się w skupieniu, inni siedzą zapatrzeni w białą Hostię. Każdy przeżywający swoją miłość do Ojca na swój sposób.
Adoracja jest dla mnie jedną z trudniejszych form modlitwy. Wiele razy podchodziłam do niej, niejednokrotnie okazywało się, że mnie przerastała. Moje myśli uciekały do spraw codziennych, do obowiązków, marzeń. Zdarzają się jednak momenty kiedy Adoracja ma szczególne znaczenie, kiedy Pan zaskakuje nas w zupełnie niespodziewanych chwilach naszego życia. Dotychczas miałam dwa tak bardzo znaczące przeżycia związane z adoracją. Były one bardzo głębokie i intymne. Jak nigdy przedtem zatopiłam się w miłości. Miłości, która pochodziła ze spojrzenia Chrystusa, który spoglądał na każdego z obecnych. Nie ważne były moje troski, smutki. Była to adoracja jak wiele innych, po Mszy Świętej, w pierwszą niedzielę miesiąca. Każdy wie jak ona wygląda. Krótka, wyczytana, prześpiewana. Tamtego dnia jednak po raz pierwszy czułam, że nie chcę aby ona się kończyła. Nie dlatego, że ksiądz mądre modlitwy odprawiał. To wszystko było nieważne. Byłam tylko ja i On. Byliśmy sami pośród tych wszystkich ludzi. Czułam Jego obecność, Jego miłość. Dlatego gdy ta krótka adoracja dobiegła końca, a ksiądz podniósł hostię i błogosławił, czułam wzruszenie i tęsknotę. Tak ogromną tęsknotę za Nim. W tamtym momencie pragnęłam abyśmy bez końca tak wpatrywali się w siebie.
Kolejne bardzo drogie mi doświadczenie płynie z długiej Adoracji, w ciszy. Jest ona bardzo trudna, zwłaszcza jeżeli dręczą nas problemy i nie pozwalają nam skupić się wyłącznie na Nim i Jego obecności. Był jednak taki dzień, kiedy Jego miłość przekroczyła wszelkie moje wyobrażenia.
Moją ówczesną troską była decyzja co do udziału w rekolekcjach odnowy w Duchu Świętym. Chciałam się upewnić, że to dzieło Boże, do którego On sam mnie zaprasza. Wzięłam tę sprawę na modlitwę. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam głos Boga. A może był to Jego Anioł posłany do mnie? Odpowiedział mi wtedy na dręczące mnie pytanie. Jego słowa „tak, idź!”, posłały mnie.
Patrząc z perspektywy czasu wierzę, że słowa te były od Boga. Rekolekcje ukończyłam, przekonana, że dobrze uczyniłam. Ogrom problemów jakie pojawiły się później tylko utwierdziły mnie, że dobry Ojciec chciał uchronić mnie przed dewastującym skutkiem tych trudności. Rekolekcje te umocniły moją wiarę, a podczas nich nauczyłam się budowania głębszej relacji z Chrystusem. A także poczułam przynaglenie, do częstszej modlitwy w ciszy.
Adoracja może mieć różną formę: modlitwa wspólna, indywidualna, w ciszy lub śpiew. Nie ważne jest tak na prawdę jaką będzie mieć formę, najważniejsze, abyśmy w niej dostrzegli najbliższą obecność Jezusa, który wtedy z czystą miłością patrzy na nas i zsyła swoje błogosławieństwo i łaski. Jest On na wyciągnięcie ręki. Tak bliski, choć nie raz wydaje się nam być tak daleki.
Życzę sobie i każdemu z osobna tak cudownych przeżyć podczas adoracji, która niekiedy może wydawać się nudna, przesiedziana, przemilczana. Czasami jednak wystarczy, że nic nie mówimy, a jedynie wpatrujemy się w siebie z naszym Oblubieńcem.

A miłość rozlewa się w naszym sercu.

Dobroci +

piątek, 13 listopada 2015

Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? (Ps 4)

Psalm 4
1 Kierownikowi chóru. Na instrumenty strunowe. Psalm. Dawidowy. 
2 Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi, 
Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz. 
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia - 
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę! 
3 Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali? 
Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? 
4 Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę, 
Pan mnie wysłuchuje, ilekroć Go wzywam. 
5 Zadrżyjcie i nie grzeszcie, 
rozważcie na swych łożach i zamilknijcie! 
6 Złóżcie należne ofiary 
i miejcie w Panu nadzieję!
7 Wielu powiada: "Któż nam ukaże szczęście?"
Wznieś ponad nami, o Panie, światłość Twojego oblicza!
8 Wlałeś w moje serce więcej radości
niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina.
9 Gdy się położę, zasypiam spokojnie,
bo Ty sam jeden, Panie,
pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie.

Na samym początku rozważania Słowa, z upartością maniaka szukałam siebie w tej lepszej osobie występującej w psalmie. Człowiek zawsze chce być lepszy niż jest naprawdę. Doszukujemy się cech, które wyolbrzymiamy, a które nie koniecznie w ogóle są w nas. Tak więc na samym początku skupiłam się wyłącznie na tym co mówi narrator, który zdecydowanie poucza w swoich wypowiedziach nawołując do zaufania, trwania w nadziei. 
Gdy jednak chwilę modliłam się dotarło do mnie, że narrator poucza mnie samą. Bo przecież gdzieś ta nadzieja znika, gdy piętrzą się problemy. Bo wołamy do Pana, a On milczy. Błagamy Go, krzycząc z głębokości swojej nędzy, a On jakby nie słyszał. Zamiast tego kochamy marność (Ps 4,3). Jak często dajemy się pochłonąć pokusie ciągłego użalania się nad sobą. Ileż można się smucić, płakać i wylewać swoje żale? Ile razy tak naprawdę czujemy się zmęczeni tym stanem rzeczy? Ile razy obiecujemy sobie, że tym razem albo poszukamy pozytywnych stron życia albo po prostu zamilkniemy? 
Nie potrafimy tego powstrzymać sami, bo mamy zamiłowanie do swojej marności. Uwielbiamy gdy ludzie nam współczują, pocieszają. Często szukamy wręcz sposobności do tego aby inni nam współczuli. 
Z kolei druga sprawa, która nas oddziela od prawdziwej radości i nadziei to szukanie kłamstwa (Ps 4,3). O co w tym chodzi? Szukanie kłamstwa to szukanie sposobności do tego aby kochać marność. Mówiąc po polsku, szukamy czegoś, co pozwoli nam i innym użalać się nad nami, choć problem może wcale nie być prawdziwy. Ojciec kłamstwa próbuje nam podsuwać właśnie takie oszustwo: w pracy ci się nie wiedzie? Na pewno jesteś niekompetentny. Pokłóciłeś się z najbliższymi? Nie będziesz nigdy szczęśliwy, bo nie da się rozwiązać tego konfliktu. Starasz się już długo o dziecko i nie wychodzi? Na pewno jesteś bezpłodny. I zaczyna się użalanie. 
Dlaczego tak łatwo dajemy się oszukać? Przecież Pan okazuje cudownie Swą łaskę. On wysłuchuję ilekroć Go wzywam (Ps 4,4). On wszystko może. U Ojca wszystko jest możliwe. W S Z Y S T K O ! ! ! 

Teraz zapragnij szukać raczej nadziei i łaski niż kłamstwa. Uświadom sobie, że przecież dobry Bóg wlał w twoje serce więcej radości niż w czasie obfitego zbioru pszenicy i młodego wina (Ps 4,8)
Tak łatwo zapominamy o łaskach, które otrzymaliśmy. O cudach, które dokonały się w zasięgu naszego wzroku. 
Spróbuj uwierzyć prawdzie! 
Szukaj tylko prawdy. 
Pokochaj radość i szczęście. 

Abyś ze radosnym sercem mógł zasnąć spokojnie, bo tylko Ty Panie, pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie (Ps 4,9). 


+

sobota, 24 października 2015

Hymn o miłości po mojemu ;)

MIŁOŚĆ CIERPLIWA JEST
niczym ojciec oczekujący
Na powrót syna marnotrawnego.
MIŁOŚĆ ŁASKAWA JEST
niczym dobry Bóg
Darujący deszcz po suszy.
MIŁOŚĆ NIE ZAZDROŚCI
jak ufająca przyjaciel,
Będący zawsze wiernym.
MIŁOŚĆ NIE SZUKA POKLASKU
jak tęcza na niebie,
Nie pragnąca podziwu dla swych barw.
MIŁOŚĆ NIE UNOSI SIĘ PYCHĄ
jak delikatna stokrotka,
tak piękna w swej prostocie.
MIŁOŚĆ NIE DOPUSZCZA SIĘ BEZWSTYDU
jak podlotek mały,
Zważający na każdy swój gest.
MIŁOŚĆ NIE SZUKA SWEGO
jak uśmiech ukochanej osoby,
Bo ważniejszy "Ty" aniżeli "Ja".
MIŁOŚĆ NIE UNOSI SIĘ GNIEWEM
jak dobra babcia,
Reagująca uśmiechem na wybryk dziecka.
MIŁOŚĆ  NIE PAMIĘTA ZŁEGO
jak kochany dziadek,
kolejny raz wybaczający złe słowo.
MIŁOŚĆ NIE CIESZY SIĘ Z NIESPRAWIEDLIWOŚCI,
LECZ WSPÓŁWESELI SIĘ Z PRAWDĄ
niczym biel sukienki,
ukazująca czystość i niewinność niewiasty.
MIŁOŚĆ WSZYSTKO ZNOSI
niczym kilometry,
dzialące dwa stęsknione serca.
MIŁOŚĆ WSZYSTKIEMU WIERZY
jak zgubiona owca,
ufająca swemu pasterzowi.
MIŁOŚĆ WE WSZYSTKIM POKŁADA NADZIEJĘ
jak gwiazda
zwiastująca lepsze jutro.
MIŁOŚĆ WSZYSTKO PRZETRZYMA
niczym mur obronny
broniący ukochanego domu.

MIŁOŚĆ NIGDY NIE USTAJE
-I WOLA CODZIEŃ:
"KOCHAM CIE!" 

środa, 9 września 2015

Kiedy Bóg daje nam nadzieję...

Pewnego słonecznego i bardzo ciepłego dnia, z ziemi wyzierał maleńki Kiełek, który mocno próbował przebijać się przez suchą, popękaną glebę. Kiełek sam nie wiedział jeszcze jakie ma korzenie. Nie miał pojęcia, co z niego wyrośnie. Jego ogromny wysiłek włożony w siłę rośnięcia zauważyła pewna kobieta.
Była zwyczajna , kochała przyrodę, ludzi i Boga. Chwaliła Go, wielbiła gdy zobaczyła maleńki, zielony Kiełek wyzierający z przesuszonej ziemi.
Postanowiła, że nie pozwoli aby ten Kiełek się zmarnował. Codziennie przychodziła, podlewała go i wielbiła Boga za ten cud przyrody.
Kiełek wyrastał coraz wyżej. Rósł i piękniał z każdym dniem coraz bardziej. Gdy pojawił się pierwszy pąk, Kiełek poczuł, że kobieta, która go pilęgnowała, skrywała w sercu ogrom miłości i silne pragnienie rozdania jej dalej.
Kiełek nie rozumiał komu chce ona przekazać tę miłość, ale czuł, że jej pragnienie z każdym dniem jest coraz silniejsze.
Mijały tygodnie. Kiełek jeszcze długo nie rozwinął się. Czekał na ten odpowiedni moment ale on nie nadchodził.
Wtedy Kiełek zauważył coś dziwnego. Kobieta nadal przychodziła, jednak jej serce się zmieniło. Było chłodniejsze niż przedtem. Z jej wnętrza wydobywał się cichy płacz.
Po policzkach płynęły słone łzy, które cichutko opadały na suchą glebę. Były one w tej chwili jedynym orzeźwieniem dla spragnionego Kiełka. Ten zaś bardzo martwił się o kobietę.
Nie śpiewała już, nie uśmiechała się, a na śmiejące się dookoła dzieci reagowała dziwnym, głębokim smutkiem.
Kiełek czekał...
Ale z biegiem czasu nawet słońce rzadziej wychylało się zza chmur, aby ogrzać wyschłą ziemię.

Pewnego dnia kobieta spojrzała na Kiełek i uśmiechnęła się lekko, ocierając łzy.
"Ja tylko chciałam podzielić się moją miłością"  powiedziała.
Potem przychodziła raz na tydzień. Za każdym razem łkała cichutko. Kiełek zauważył, że wraz z jej uśmiechem nawet w słoneczne dni znikało całe ciepło, które docierało do jego korzonków.
Wtedy zrozumiał, że to co go ogrzewało, podlewało, to nie było słońce i woda, ale miłość i szczęście w tej kobiecie. Gdy zabrakło w niej radości zabrakło też ciepła i życia.

Kiełek postanowił, że teraz to jego kolej na okazanie jej miłości... Skąd przyszła ta myśl? Nie wiedział, ale czuł to nagle przynaglenie. Tym Kimś, kto wzbudził to uczucie w Kiełku był Bóg, który ulitował się nad kobietą.
Kiełek w jednej chwili rozkwitł z całą mocą. Już wiedział skąd są jego korzenie. Był on przecudnym fiołkiem, który jasniał teraz całym swym pięknem.
Na ten widok kobieta uśmiechnęła się, a Kiełek zobaczył w jej sercu maleńką iskierkę, która tliła się w jego zakamarkach.
To była nadzieja.
Nadzieja, którą przez miłość dał jej Bóg.

wtorek, 28 lipca 2015

Co to znaczy kochać? (1J 4,7-12)

Czy wystarczająco kocham? Dziś zadaję sobie to pytanie. Co to znaczy kochać? Jak kochać, miłością Bożą? Czy jest to w ogóle możliwe? Jak mam kochać tych, którzy mnie krzywdzą? Jak mogę "wzruszyć się do głębi", nad człowiekiem, który jest tak daleko od Boga?
Nie jestem święta! Nie potrafię kochać choćby w najmniejszym stopniu tak jak święci...
Dlatego zadaję sobie pytanie: jak mam kochać?
Czy w całej trudnej sytuacji w jakiej się znalazłam okazałaby wystarczająco miłość? Czy może schowałam się wewnątrz siebie troszcząc się o swoje dobro? Wciąź zadaję sobie to pytanie.. Nie ma prostych odpowiedzi. Odpowiedzi nie przychodzą nagle i od razu.
Po tym jak długo starałam się przekonać pewną osobę do mojej miłości pomimo jej wad, pomimo tego jak bardzo mnie raniła, osoba ta zdeptała moją miłość na proch, zgniotła ją jak niepotrzebny papier i wyrzuciła do śmietnika.. Teraz chyba wiem, tylko w 1%, ale zawsze coś! jak może czuć się Bóg! Gdy kocha, okazuje tę miłość, mimo błędów, odrzucenia człowieka. Ten Bóg płacze nad człowiekiem, który wyrzuca Jego miłość jak zatęchły śmieć! Ja czuję ból przez jednego człowieka! Jak może czuć się Bóg, gdy tak wielu odrzuca jego miłość? Nie umiem sobie tego wyobrazić! Myślę sobie wtedy... Gdyby moja miłość mogła choć w 1% uśmierzyć Jego ból... Ale to chyba nie możliwe...
Bóg jest dobry! On jest Tatą, który nigdy o mnie nie zapomni, nigdy nie wypomni ile mi dał, nigdy mnie nie opuści, nawet gdy zbłądzę! Dobrze mieć takiego Tatę!

Budzi się we mnie pragnienie nauczenia się, jak kochać! Chcę kochać mocniej! Moja miłość jest tak nędzna! I przekonuję się z każdym dniem, że rzeczywiście nie potrafimy kochać sami z siebie. Tylko z Bogiem jest możliwe kochać na prawdę! Jak pisze św. Jan Apostoł:
Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawia się miłość Boga, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujmy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. (1J 4,7-12) 
Miłość bez Boga to złudzenie, to kłamstwo. Kłamstwo, które dyktuje Szatan, aby ludzie wykorzystywali się nawzajem. A potem taka "miłość" bardzo szybko zrzuca zasłonę kłamstwa, opuszcza drugiego człowieka, zadając głębokie rany i śmiejąc się szyderczo, że udało mu się oszukać człowieka. Bo "miłość" bez Boga nie może trwać wiecznie, dlatego, że jej zadaniem nie jest budowanie, utrwalanie, przenoszenie szczęścia, ale destrukcja, zadawanie ran i przenoszenie nieszczęścia. Miłość warto budować jedynie na Chrystusie, jak na skale - budować dom!
Miłość warto budować jedynie na Chrystusie! 
Tylko prawdziwa miłość może przetrwać liczne sztormy, burze, wichury, i wciąż trwać! Bo tylko Bóg może osłonić miłość, dać jej siłę, aby mogła stawiać czoła wszystkim przeciwnościom.
Tak sobie myślę, że każdy człowiek urodził się z Boga, bo On ukochał każdego człowieka. Niestety, później na drodze życia nie wielu wybiera miłość Boga! Szczególnie ci, którzy nienawidzą, nie starając się pokochać pomimo zranień, ci, przestają znać Boga.
Najpiękniejszym i najbardziej poruszającym zdaniem z listu św. Jana jest to, że to nie my pokochaliśmy Boga, ale to On sam, pierwszy nas umiłował! Nie ważne jacy jesteśmy, nie ważne czy już Go znamy, czy już Go kochamy. On kocha każdego!
Czytając książkę o. Adama Szustaka OP, pt.:"upojeni Bogiem", która to zachęciła mnie do rozważań na temat miłości, odnalazłam bardzo ciekawy fragment. O. Adam wspomina tam Midrasz, opowiadający o tym, co działo się w niebie, kiedy Izraelici przeszli przez rozstąpione morze czerwone, a Egipcjanie zostali zatopieni. Otóż Midrasz podaje, że aniołowie urządzili w tym dniu wielką uroczystość, ponieważ był to dzień zwycięstwa Pana. Uratował swój lud wybrany, a wrogów zatopił. Bóg jednak nie świętował. Jeden z Archaniołów zobaczył, że Bóg płacze, więc zapytał Go, co się stało. Bóg odpowiedział:
 "Jak mam się cieszyć skoro moje dzieci zostały pod wodą?" 
Płakał on bowiem nad losem Egipcjan, którzy zginęli w morskiej odchłani. (O. A. Szustak OP, "upojeni Bogiem", s. 33)
Niesamowity jest ten nasz Bóg - Ojciec! Cieszę się, że trafiłam na ten tekst. Od kąd pamiętam zastanawiałam się nad tym, jak to jest, że Bóg stworzył wszystkich ludzi, ukochał ich, i wciąż tylu ich ginęło, aby Izrael był wolny. Ta odpowiedź w zupełności mi wystarczy. Wiem teraz, ba, zawsze wto wierzyłam, że Bóg na pewno cierpiał! Dlatego posłał Swojego Syna, aby dał zbawienie wszystkim ludziom, bo On kocha nas wszystkich!

Czy to nie wystarczy aby mieć podziw dla dzieł Ojca naszego, który jest w niebie? Cudowny jest nasz Pan!

+

wtorek, 21 lipca 2015

Obietnica dana od Ojca (Rdz 17;18;21)(Ga 3)

Czas wakacyjny pozwala na relaks i daje więcej czasu na modlitwę, zastanowienie się nad swoim życiem.
Mój czas urlopu skłania mnie do refleksji na temat obietnic, które Pan Bóg nam daje. Niekiedy te obietnice są skierowane do nas bezpośrednio. 

Kilka miesięcy temu pisałam już na temat tej obietnicy, którą otrzymałam
Samo otrzymanie jej staje się powodem do euforii, bo oto sam Bóg Ojciec dał mi tak piękną obietnicę, że uczyni mi to czego tak bardzo pragnę i z powodu braku tego tak cierpię! 

Stan euforii jednak szybko mija, gdy po miesiącu, dwóch, okazuje się, że obietnica się nie spełniła.
Przychodzi do głowy zwątpienie i pytania: "czy ta obietnica była na pewno skierowana do mnie?", "ile mam czekać na wypełnienie się tej obietnicy?", "a może Bóg robi sobie ze mnie żarty?"

Gdy idzie o cierpienie, niecierpliwość jest nieodłączną częścią oczekiwania na spełnienie się obietnicy. 

Tak więc zaczęłam cierpieć nieustannie gdy tylko przekonywałam się, że kolejny miesiąc mija, a moja obietnica nadal gdzieś się kryje za rogiem, jakby czekając na odpowiedni moment, aby się ujawnić.

Dlaczego tak jest? Pytałam siebie i innych.. dlaczego otrzymałam obietnicę, która się nie wypełnia a jedynie podsyca nadzieję?

Zaczęłam szukać odpowiedzi na to pytanie,na kartach Pisma Świętego. Znalazłam dwa fragmenty, które szczególnie poruszyły moje serce. Opisują dwie różne obietnice, ale mają bardzo ważną cechę wspólną, która odpowiada za wypełnienie się tej obietnicy.

W Księdze Rodzaju czytamy fragment o losach Abrahama i Sary, którzy nie mogli mieć dzieci. Abraham otrzymał obietnicę od Boga, o tym, że urodzi mu się syn.
(...)Błogosławię jej (Sarze), dam ci z niej syna (...) Rdz 17,16
Abraham jednak nie uwierzył w słowa Pana. Wolał zrobić wszystko po swojemu, co skutkowało pojawieniem się Izmaela, zrodzonego z niewolnicy Hagar. Abraham nie uwierzył w obietnicę Boga. Jestem bardzo przychylna interpretacji tego fragmentu o. Adama Szustaka OP, który powiedział, że Abraham nie wierząc zakombinował po swojemu.. dlatego Pan Bóg zwlekał ze spełnieniem obietnicy. Nie było w nim wiary, która była mu potrzebna jako ojcu wierzących. O. Adam powiedział, że przypuszcza, że Izaak urodziłby się dużo wcześniej, gdyby Abraham uwierzył i ufając, nie kombinował po swojemu.
Ja dodam więcej! Ile par boryka się dziś z niepłodnością? Być może w większości przypadków jest jak z Abrahamem i Sarą, brak wiary zaprowadziła ich do kombinowania po swojemu, pójścia na skróty, skorzystania z in vitro?!
Wracając jednak Pan powtórzył swoją obietnicę wobec Abrahama mówiąc: moje zaś przymierze zawrę z Izaakiem, którego urodzi ci Sara za rok, o tej porze. Rdz 17,21
I kolejny raz: o tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona, Sara będzie miała wtedy syna. Rdz 18,10.
Sara jednak nie wierzyła. Te same słowa pojawiają się w sumie trzy razy (jeszcze Rdz 18,14)
Dopiero wtedy uwierzyli. Trzeba było im to przypomnieć aż trzy razy, bo nie mieli wiary..
W końcu czytamy, że wreszcie Pan okazał Sarze łaskawość, jak to obiecał i uczynił jej to, co zapowiedział. Rdz 21,1

W liście do Galatów św Paweł mówi o obietnicy otrzymania Ducha Świętego. Szczególnie zwraca on uwagę na wiarę, przypominając o Abrahamie: i dlatego ci, którzy żyją dzięki wierze, mają uczestnictwo w błogosławieństwie wraz z Abrahamem, który dał posłuch wierze. Ga 3,9
Św. Paweł dodaje również, że właśnie dzięki wierze otrzymamy obiecanego Ducha. (Ga 3,14)
Najważniejsze jednak jest zawarte we fragmencie, który mówi: obietnica dostała się dzięki wierze w Jezusa Chrystusa tym, którzy wierzą. Ga 3,22


Wiara! To wiara jest najważniejsza gdy chcemy aby wypełniła się obietnica dana nam od Pana. To wiara w spełnienie tej obietnicy. Wiara, że Bóg jest Wszechmocny, że jest On silniejszy niż nasze słabości! On może wszystko! Wiara łączy oba te fragmenty, które traktują o obietnicy danej od Boga.
 
Ja wierzę, że Pan mój wszystko może! On wypełni wobec mnie obietnicę, którą mi dał.

Abym o tym nie zapomniała, przykleiłam sobie karteczkę na lustrze! Niech ona przypomina mi, że postanowiłam bezgranicznie zaufać Ojcu!

+

sobota, 18 lipca 2015

Ten który mnie stworzył!

Niech będzie uwielbiony na wieki Pan Bóg, Ojciec Najcudowniejszy. On stworzył Niebo i Ziemię. On stworzył w tak cudowny sposób mnie!

Dziś w dniu swoich urodzin modlę się słowami Psalmu 139.
"Panie, przenikasz i znasz mnie, Ty wiesz kiedy siadam i wstaje.(...)Ty bowiem utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie(...)."
Dziś również szczególnie modlę się tymi słowami, dziękując zaraz po najlepszemu Ojcu, mojej ukochanej mamusi!
Dziękuję, że w tym trudzie ciąży i porodu, sprowadziłaś mnie na ten świat, dokładnie 26 lat temu!
To jest też dzień, w którym szczególne podziękowania powinny powędrować do matki! Bo gdyby nie mama, nie ujarzałabym tego pięknego, Bożego świata :) dziękuję Mamo!

Pamiętajmy o tym aby w dniu swoich narodzin podziękować Bogu ale i naszym rodzicom, że sprowadzili nas na ten świat :)

czwartek, 9 lipca 2015

Ta, która porodziła Mesjasza


Dziś szczególnie bliska mi jest postać Tej, która zgodziła się wypełnić wolę Boga! Ta, która nie bała się, że zostanie wyśmiania, ukamienowana.

Maryja

Imię, które zawsze kojarzyło mi się z czystością, dobrocią, łagodnością, miłością, macierzyństwem.
Maryja - Matka Boga. Ta, która wszelkie cierpienie zachowywała i rozważała w swoim sercu.
Jak często narzekam na cierpienie, które mnie spotyka? Jak często jestem niecierpliwa, nieokrzesana, uparta, złośliwa?
Maryja jest wzorem tak niedoścignionym, ale jakże cudownym! Tym bardziej, że Ona jest zawsze przy nas.. Bo jakże może Matka zapomnieć o swoich dzieciach?

Niedawno uświadomiłam sobie jak bardzo Maria jest obecna w naszych modlitwach! Nawet jeśli moją ulubioną modlitwą z różańcem w ręku jest Koronka do Miłosierdzia Bożego, Ona również tam jest! Również tam modlimy się do Niej, bo Matka Boża zawsze wstawia się za nami w modlitwach!
Została naszą Matką od kiedy Jezus powiedział z krzyża: niewiasto oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: oto Matka twoja. (J 19,26-27) 

Módlmy się więc do Niej, powierzając jej siebie! Ona osłoni nas swoim płaszczem!

Chciałam na koniec podzielić się z wami wspaniałymi filmami, które w większości zapewne znacie, ale które zasługują aby o nich mówić! Filmy, w których w cudowny sposób ukazują historię Maryi!

The Nativity Story (Narodzenie)
Reż. Catherine Hardwicke





Ten film zasługuję na pierwsze miejsce na mojej liście! Historia zwiastowania jest ukazana w przepiękny sposób! Równie pięknie pokazana jest relacja między Maryją a Józefem, która zwyczajnie wzrusza! Jedyny minus, to aktorka grająca Maryję, która wygląda przez połowę filmu na zbuntowaną i nadąsaną córkę... Na szczęście później wszystko się jakoś prostuje! Do tego muzyka, która jest przepiękna!
Zdecydowanie polecam ten film na czas tuż przed Bożym Narodzeniem! Wprowadza w klimat Świąt!


Maryja z Nazaretu
reż. Giacomo Campiotti



Ten film pokazuje całe życie Maryi, od ofiarowania w Świątyni aż do Zmartwychwstania Jezusa. Aktorka odgrywających główną rolę jest wg mnie osobą najbardziej oddającą piękno Matki Bożej, jej dobroć, łagodność, uśmiech! Bardzo lubię ten film! Polecam go niezależnie od dnia :)


Pasja
Reż. Mel Gibson



Film ten nie jest odzwierciedleniem życia Maryi. Nie da się jednak ukryć, że postać Matki Jezusa jest tam bardzo charakterystyczna i rzuca się w oczy! Scena Maryi, która biegnie do upadającego Jezusa, przypominając sobie moment gdy upadł jako dziecko, była dla mnie najbardziej wzruszająca! Aktorka niesamowicie odegrała rolę przeczytaj mieczem Matki! Matki cierpiącej i godzącej się z wolą Najwyższego! Warto w tym filmie, oglądając go po raz N-ty spojrzeć tylko na postać Maryi !


wtorek, 9 czerwca 2015

Wakacje z Ojcem!


Wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Ten czas ma niestety jedną wielką wadę w naszym

duchowym pielgrzymowaniu po tej ziemi – często zapominamy o Bogu. Wyjątkiem są wszelkie

pielgrzymki – o ile oczywiście w nich uczestniczymy. Ale czy w czasie kiedy wyjeżdżamy na

urlop, wakacje zawsze pamiętamy o modlitwie, o Mszy Świętej w niedzielę?

W okresie letnim mamy więcej czasu aby przyjrzeć się swojemu życiu. W tym czasie również

warto zastanowić się nad moją relacją z Ojcem. On zabiega o naszą uwagę, nasz czas, naszą miłość

przez 365 dni, 24 godziny na dobę. Tyle, że nie jest On nachalny. Warto więc zapytać siebie: Co ja

mogę zrobić, aby w czasie wolnym polepszyć moją relację z dobrym Ojcem? Wakacje – to nie czas

urlopu od budowania i trwania w relacji z Ojcem. Od relacji nigdy nie ma urlopu.

Pan szczególnie troszczy się o nas w tym okresie. Możemy to zauważyć zwłaszcza latem.

Podczas urlopu przyglądnij się maleńkim szczegółom, które cię otaczają. Kwiaty, drzewa, owoce,

piasek nad brzegiem morza, wzburzone fale docierające wprost pod twoje stopy, i wiele innych

sygnałów otrzymywanych wprost od naszego Ojca.

Kiedyś przeczytałam anegdotę o człowieku, który pragnął otrzymać znak od Boga, brzmiała ona

tak:

Człowiek wyszeptał: Boże przemów do mnie.

- I oto słowik zaśpiewał.

Ale człowiek tego nie usłyszał, więc krzyknął: Boże przemów do mnie!

- I oto błyskawica przeszyła niebo.

Ale człowiek tego nie dostrzegł, rzekł: Boże pozwól mi się zobaczyć.

- I oto gwiazda zamigotała jaśniej.

Ale człowiek jej nie zauważył, więc zawołał: Boże, uczyń cud!

- I oto urodziło się dziecko.

Ale człowiek tego nie spostrzegł.

Płacząc w rozpaczy, powiedział: Dotknij mnie Boże, niech wiem, że jesteś tu.

Więc Bóg schylił się i dotknął człowieka. 

Ale człowiek strzepnął motyla ze swego ramienia i poszedł dalej (...)

Czy nie jest w twoim życiu czasem tak, że rozpaczliwie doszukujesz się znaków, które pragniesz

otrzymać od Wszechmocnego? Czy od lat czekasz na cud, który nadal nie przyszedł?

Ile razy nie dostrzegasz błyskawicy, gwiazd, słowika, narodzin dziecka.... dotknięcia motyla?

Wyjdź z domu, zamknij za sobą drzwi przeszłości i przyszłości. Wyjdź na świeże powietrze tu i

teraz, wyjedź za miasto. A będąc na urlopie postaraj się wyciszyć i wsłuchać w głos Ojca, który z

miłości do ciebie stworzył tak piękny świat. Zamknij oczy... czy słyszysz? Czy czujesz? Wiatr wieje

tam gdzie chce (J 3,8), wiatr wieje z wielką ostrożnością muskając cię po policzku. To delikatny

dotyk Ojcowskiej ręki, powiew Ducha Świętego... Wróbelek zaćwierkał wśród szumiących liści

drzewa, to najlepszy Ojciec posłał go do ciebie aby niósł dobrą nowinę i ukojenie, dla zmęczonego

od natłoku myśli umysłu. Maleńkie, ledwo wyczuwalne krople deszczu opadają leniwie na

rozgrzane słońcem ramiona, to deszcz łask, które dotykają nas każdego dnia, dane nam z rąk

dobrego Boga.

Czy czujesz? Drobny piasek usłany miękko pod twymi stopami? To Ojciec Niebieski rozłożył

dywan pod twoje stopy..

On jest wszędzie! Można Go usłyszeć w ciszy, jeżeli tylko przestaniemy mówić, a pozwolimy aby

to On sam do nas przemówił, bo Bóg mówi do człowieka w ciszy.

W tym całym Krakowskim zgiełku jestem stęskniona za ciszą, w której mogłabym usłyszeć Jego

głos.. Ale też wciąż brakuje ciszy wewnętrznej, bo cały czas zagłuszam Go swoimi problemami,

swoimi pragnieniami.. Chcę usłyszeć Jego głos, Jego pragnienia względem mnie.

A czy ty, pragniesz Go? Czy otworzysz mu drzwi swojego serca podczas tych wakacji?

+

D.




środa, 27 maja 2015

Rodzice (Syr 3, 1-16)


Na dziś wyjątkowo nie miałam przeznaczonego fragmentu do rozważania. Natomiast pojawiła się pewna myśl, prawdopodobnie przez wczorajszy Dzień Matki - myśl dotyczyła relacji z rodzicami.
Relacje z rodzicami są jednymi z najtrudniejszych jakich doświadczamy w życiu. Relacje te zmieniają się z czasem, w zależności od tego jak zmienia się nasze życie. Ale nie chodzi tu przecież o psychologię.
W czasie rozważań na temat relacji z rodzicami, natrafiłam na fragment z Mądrości Syracha, która mówi o obowiązkach względem rodziców (Syr 3,1-16)

Mnie, ojca, posłuchajcie, dzieci, 
i tak postępujcie, abyście były zbawione. 
Albowiem Pan uczcił ojca przez dzieci, 
a prawa matki nad synami utwierdził. 
Kto czci ojca, zyskuje odpuszczenie grzechów, 
a kto szanuje matkę, jakby skarby gromadził. 
Kto czci ojca, radość mieć będzie z dzieci, 
a w czasie modlitwy swej będzie wysłuchany. 
Kto szanuje ojca, długo żyć będzie, 
a kto posłuszny jest Panu, da wytchnienie swej matce: 
jak panom służy tym, co go zrodzili. 
Czynem i słowem czcij ojca swego, 
aby spoczęło na tobie jego błogosławieństwo. 
Albowiem błogosławieństwo ojca podpiera domy dzieci, 
a przekleństwo matki wywraca fundamenty. 
10 Nie przechwalaj się niesławą ojca, 
albowiem hańba ojca nie jest dla ciebie chwałą. 
11 Chwała dla każdego człowieka płynie ze czci ojca, 
a matka w niesławie jest ujmą dla dzieci. 
12 Synu, wspomagaj swego ojca w starości, 
nie zasmucaj go w jego życiu. 
13 A jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość, 
nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił. 
14 Miłosierdzie względem ojca nie pójdzie w zapomnienie, 
w miejsce grzechów zamieszka u ciebie
15 W dzień utrapienia wspomni się o tobie, 
jak szron w piękną pogodę, tak rozpłyną się twoje grzechy. 
16 Kto porzuca ojca swego, jest jak bluźnierca, 
a przeklęty przez Pana, kto pobudza do gniewu swą matkę. 


Ileż możemy zyskać szanując ojca i matkę swoją. Ileż błogosławieństwa! Nawet otrzymujemy obietnicę, że kto czci ojca, w czasie modlitwy zostanie wysłuchany (Syr 3,5), a nasze grzechy zostaną zapamiętane jeśli będziemy mieć miłosierdzie względem ojca (Syr 3,14) 
Na ten fragment trafiłam dziś przypadkiem, wertując strony Pisma Świętego. I nie robiłam tego celowo w poszukiwaniu odpowiedzi, słowa, które ukoiło by mój ból z powodu relacji z rodzicami. 
Niedawno dotarło do mnie, że to nie jest moja wina, że moim rodzicom się nie układa! Że to nie jest moja wina, że nie potrafię im pomóc! Ba! To nie jest mój obowiązek, żeby rozwiązywać ich problemy! Ta świadomość była bardzo oczyszczająca! 
Po modlitwie tym fragmentem odkryłam, że miłosierdzie jest jedyną ofiarą wobec moich rodziców, jaką mogę im zaoferować. Nie potrafię im pomóc! Nie mam takiej mocy! To może zrobić tylko Najlepszy Ojciec w Niebie. Ale oprócz modlitwy mogę dać im swoją miłość i szacunek. 

Ojcze, daj mi ręce miłosierne, abym mogła nieść pomoc moim rodzicom, gdy tego potrzebują! 
Daj mi usta miłosierne, abym mówiła tylko językiem miłości do nich,
Daj mi oczy i uszy miłosierne, abym przyjmowała tylko to co jest dobre w obojgu z nich
Daj mi serce miłosierne, abym potrafiła przebaczać i zapominać każde zło, każdą krzywdę! 

Relacje z rodzicami są bardzo trudne! Doświadczam tego nieustannie od wielu lat! I nie zakończyły się wraz z dniem wyprowadzki. Są wspaniałe dni i pragnę tylko te pamiętać! Pragnę pamiętać wspaniałe rozmowy z mamą, które najczęściej takie są! I pragnę pamiętać te chwile kiedy mój tata z uśmiechem wita mnie w progu... Dawno temu widziałam jego uśmiech na ustach... 

Warto powierzyć swoich rodziców Matce Najświętszej! Ona najlepiej rozumie! 

Polecam szczególnie w tej tematyce wspaniałą konferencje o. Adama Szustaka, który pomógł mi zrozumieć, że można poradzić sobie z trudnymi relacjami z rodzicami! 


Wyszła kolejna prywata! Wybaczcie :) 


czwartek, 21 maja 2015

o cierpieniu i cudach - czyli mała prywata!


"wola Boża zawsze przeważa, ale gdy ona rzeczywiście przychodzi, odczuwa się wielki spokój i ogromną siłę do jej przyjęcia. Niektórzy powtarzają: To nie jest wola Boża, ale jest to jedynie wymówka, bo tak naprawdę nie wierzą, że Bóg może uczynić to, o co proszą” Briege McKenna

Czy nie jest tak, że wciąż migam się od całkowitej ufności w cuda, zasłaniając się przekonaniem, że coś jest lub nie jest wolą Bożą? To przecież takie wygodne - zwalić wszystko na Pana Boga!
A przecież nasze cierpienie, trudne sytuacje mogą nie być Jego wolą. On pragnie naszego szczęścia. W takim razie, jeśli nie odnajduję pokoju ani siły, do tkwienia w danym dramacie mojego życia, to znaczy, ze Ojciec nie chce abym siedziała w tym bagnie! On pragnie uzdrowić mnie! Chcę tego uzdrowienia! Pragnę całkowicie Mu zaufać, aby mógł z całą mocą Jego Boskiej ręki dokonać CUDU! 
Czekam na cud z drżeniem niecierpliwości!
A jednak nauczył mnie już odrobinę cierpliwości i pokory.
Cierpienie może nas wiele nauczyć!
Mnie nauczyło, że po pierwsze: nie jedyna cierpię. po drugie: że czasami trzeba zaczekać na to czego się pragnie, po trzecie: potrzeba większej miłości, większej ufności, aby mógł dokonać się cud!
Wierzę, że ten cud się dokona! Na chwałę Boża!


W dniu dzisiejszym pozwoliłam sobie na odrobinę BARDZO PRYWATNEJ refleksji nad wypełnianiem Woli Bożej - dot. cierpienia. Bo czy cierpienie nie jest naszym chlebem powszednim? Cierpienie dotyka nas raz na jakiś czas, z mniejszym lub większym natężeniem; z mniejszymi lub większymi konsekwencjami dla naszego życia, również duchowego. Ale odkryłam, że nie zawsze cierpienie, które mnie dotyka jest spowodowane wolą Bożą. 

Czy Ty również to odkryłeś? Bóg pragnie Twojego szczęścia! Pozwól Mu się uzdrowić! Zaufaj! 

środa, 20 maja 2015

Talent na chwałę Bożą! (Mt 25,14-30)


Mt 25, 14-30

Przypowieść o talentach zawsze kojarzy mi się jednoznacznie z talentami, które posiadamy w różnych ilościach. Bo każdy posiada jakiś talent – nie zawsze oczywisty.
I to właśnie ten, kto pomnoży swój talent, zarządzi nim właściwie, a przede wszystkim wykorzysta go, na większą chwałę Bożą, ten będzie zbawiony! Ten otrzyma radość Ojca, który powie:
Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana (Mt 25,24)

Choćbyś miał jeden jedyny talent, warto go odkryć i wykorzystać. Ale nie wykorzystać dla własnych korzyści, dla własnego egoizmu, tylko pomnożyć go, zgodnie z wolą Bożą. Najważniejsze, to nie bać się podjąć ryzyka. To właśnie strach blokuje nas przed rozwijaniem swoich talentów, którymi obdarzył nas dobry Ojciec.
I biada temu, kto z bojaźni przed Panem pójdzie i ukryje swój talent głęboko w ziemi.
Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom (...) (Mt 25,27)

Tym bankierem mogą być wszyscy ci, którzy mogą pomóc w rozwijaniu talentów, którzy mogą pomóc przełamać strach! A jeżeli chodzi o duchowy strach, to „bankierem” może być spowiednik, kierownik duchowy.
Jak bardzo potrzebni są nam stali spowiednicy, kierownicy duchowi. A jednocześnie jakże trudno o nich...
Św. S. Faustyna pisze w swoim dzienniczku o wielkiej potrzebie kierownika duchowego:

O gdybym miała od początku kierownika duszy, to nie zmarnowałabym tylu łask Bożych (35)

Przypowieść o talentach mówi szczególnie do mnie dzisiaj, że nie wolno mi zakopywać głęboko pod ziemią darów i łask, które otrzymałam od Ducha Świętego. Nie wolno mi zakopywać miłości, którą otrzymuję od najlepszego Ojca.

Czuję przynaglenie, do dzielenia się! Dzielenia się miłością naszego Boga!


Jesteś gotowy aby przyjąć talenty, którymi obdarzył Cię Bóg? Jesteś gotowy, aby się nimi dzielić, pomnażać je i wykorzystywać je na chwałę Bożą? 

A tak przy okazji talentów, to dzisiejsze obrazy towarzyszące temu postowi, pochodzą ze zbiorów moich obrazów :) 


D.




wtorek, 19 maja 2015

Bóg, który odmienia los (Ps 126)


Ps 126
Flp 2,12-16

Jak teraz wytrwać w miłości Chrystusa? Jak mamy wykorzystać odpowiednio łaski, dary, którymi nas Duch Święty obdarzył, po Jego wylaniu? 

Wydawać by się to mogło nie do osiągnięcia. Albo też jedynie do spełnienia przez chwilę.

W liście do Filipian św. Paweł podaje wskazówki, które teraz czynić mamy, aby nie utracić Ducha.
Pośród niego [narodu zepsutego i przewrotnego] jawicie się jako źródło światła w świecie. (Flp 2,15)
Gdy modliłam się tym fragmentem odniosłam wrażenie, że szczególnie chodzi tu o każdego, kto otrzymał Ducha Świętego, a także o każdego, kto przyjął Chrystusa jako swojego osobistego Pana i Zbawiciela. Jesteś jedynie źródłem światła na świecie, zepsutym i przewrotnym. Na świecie tak wyniszczonym przez grzech. Jesteś źródłem światła. Światłem jest Chrystus, a my mamy za zadanie swoim postępowaniem, modlitwą, ewangelizacją, swoją MIŁOŚCIĄ, przyciągać do Niego, ludzi zagubionych, szukających. Do Ojca, który jest samą Miłością!

a wskazówki są takie:
czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań (Flp 2,14)  
Trzymajcie się mocno Słowa Życia (Flp 2, 16) 
Tym Słowem Życia jest Jezus. Słowem, które stało się ciałem i zamieszkało między nami (J 1,14). To Słowo daje nam Życie w obfitości. Nie tylko tu na ziemi, ale przede wszystkim daje życie w Niebie.

To Słowo - Jezus daje nam swoje obietnice!

Jedną z takich obietnic, które odkryłam jest ta zawarta w Psalmie 126.
Psalm ten jest krótki, więc go zacytuje w całości:

PSALM 126
Gdy Pan odmienił
los Syjonu,
byliśmy jak we śnie.
Wtedy usta nasze były pełne śmiechu,
a język nasz - radości.
Wtedy mówiono między poganami:
<<wielkodusznie postąpił z nimi Pan!>>
Wielkodusznie postąpił Pan z nami,
staliśmy się radośni.
Odmień nasz los, o Panie,
jak strumienie w [ziemi] Negeb.
Którzy we łzach sieją, 
żąć będą w radości. 
Postępują naprzód wśród płaczu,
niosąc ziarno na zasiew;
z powrotem przychodzą wśród radości,
przynosząc swoje snopy.

Pan jest tak Wielki, że potrafi najgorsze bagno, największe cierpienie zamienić w radość. W psalmie tym widać jak Izraelici byli załamani, zapłakani, niosąc ziarno na zasiew. Oni wiedzieli, że nie ma szans na to aby ziarno wydało owoc. Ale z ufnością szli, wierząc Bogu. I nie zawiedli się. Łzy przemieniły się w radość! Ziarna zaowocowały przynosząc plon obfity.

Ile razy wstrzymujesz się przed łzami, przed załamaniem, przed przyznaniem się przed Ojcem, że jesteś utrudzony, smutny. On pragnie abyś to wszystko Mu oddał, abyś zapłakał, wylał z siebie żal. Bo wtedy On cię uzdrowi. On przemieni twoje życie. I może na początku nie będzie to pokój, który zamieszka w twoim sercu, może to będzie rewolucja, chaos, który ostatecznie doprowadzi do uporządkowania życia, serca, ducha.
Ziarnem jest nasz trud, nasze cierpienie. To te ziarna rzucamy z ufnością przed Ojcem, z ufnością wierząc w to, że to ziarno, tak marne, tak ciężkie, przyniesie plon obfity. Przynosząc ziarno na zasiew przed Tron Boga, zanosimy mu nasze marne życie, nasz ból, nasze łzy. A On daje nam obietnicę!
Którzy we łzach sieją,  
żąć będą w radości. (Ps 126,5) 
Obietnica to wielka! Mocno ufam tej obietnicy! Wierzę, że idąc z ufnością dziecka przez życie. Wierząc w najlepszego Ojca, nawet jeśli będę szła ze łzami, z ogromnym ciężarem cierpienia na plecach, On dotrzyma obietnicy mi danej. Wierzę, że przemieni mój los i będę żyć w radości, trwając przy Jego miłości. 


A Ty? Wierzysz Ojcu? Dasz się ocalić?




D.
+

poniedziałek, 11 maja 2015

Duch Święty!


Duch Święty zamieszkał w każdym z nas wraz z sakramentem bierzmowania. Ileż z nas przeżyło ten sakrament świadomie? Doskonale wiem, że moje przeżycie tego sakramentu było powierzchowne i zupełnie nieświadome. Nawet stając się świadkiem bierzmowania własnej kuzynki nie byłam świadoma czym jest ten sakrament i co powinnam zrobić dla niej.
Niezależnie jednak od tego czy przyjęliśmy Ducha Świętego, w tym sakramencie świadomie, czy nie, On już w nas jest. On już uzdalnia nas do czerpania łask i darów, które dla nas Bóg przygotował. Wystarczy pragnąć mocno je przyjąć.
Chrzest w Duchu Świętym jest odnowieniem, ożywieniem działania w nas Ducha Świętego.

Wołam przyjdź Duchu Święty! Zamieszkaj w sercu mym, już na zawsze!

Wylanie Ducha było niezwykłym przeżyciem dla mnie. Moje serce napełniło się radością i pokojem. W tej chwili jeszcze bardziej pragnę uwielbiać Boga, w Jego nieskończenie wielkim majestacie! Jednak działanie Ducha Świętego i efekt wylania Go w naszych sercach zobaczymy dopiero po długim czasie. Poznamy to po owocach!
Podczas wylania Pan mówił do mnie, że On wszystko widzi! I gdy tak bardzo cierpiałam, On był ze mną, On nigdy mnie nie opuścił! Cóż za wspaniałe słowa. Te słowa napełniły mnie tak wielkim przekonaniem, że teraz wiem, że nasz Ojciec Niebieski nigdy nas nie opuszcza! NIGDY! On nas pociesza, On nam towarzyszy, On ociera nasze łzy, śmieje się z nami.

Pragnę być latoroślą w winnicy Pana. Pragnę wyrastać z Jezusa – który jest krzewem winnym. Bo On dał mi obietnicę, że kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity (...). Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni (J 15,5;7).
Pragnę przynosić owoc obfity! Pragnę żyć dla Jezusa! Dla Niego kochać wszystkich i nieść Jego miłość do wszystkich, zwłaszcza tych, którzy jeszcze nie poznali Jego miłości.

Bo On sam jest Miłością. Chrystus jest najczystszą Miłością. On jest piękny jak jaspis, piękny jak krwawnik! A Jego tron otacza tęcza jak szmaragd. Cały piękny jest tak, że tchu mi braknie. A ogrom miłości wylewa się z serca Jego. Tylko tak niewielu chce tę miłość przyjąć. Jakże ubodzy w miłość są ci, którzy gardzą miłością Boga. Ja sama czuję, jak udoskonala się powoli moja miłość gdy pragnę przyjąć miłość Ojca, aby rozdawać ją wokół. Tak potwornie niedoskonała ta moja miłość, tak marna. Ale bez Jego miłosierdzia, ta miłość byłaby jeszcze bardziej pusta i zakłamana. On oczyszcza naszą miłość, uzdrawia nasze relacje.
Uwielbiam Cię Jezu, Boży Baranku! Uwielbiam Twoją miłość świętą.
Pragnę trwać w miłości Twojej (J 15,9)

Jeszcze tak niewiele rozumiem z tych dni. Jeszcze tak niewiele pojmuję, do czego Ojciec mnie powołuje.
Żebym tylko nie zmarnowała tylu łask, otrzymanych w ten weekend.

Długo myślałam, że Bóg miłuje tylko niektórych ludzi, a nawet jeśli miłuje wszystkich, to nie wszystkich lubi, czy też nie wszyscy są dla niego tak samo ważni.
Podczas modlitwy w ten weekend, odkryłam z całą pewnością, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby (...) On jest Panem wszystkich. (Dz 10, 34;36). Bóg lubi mnie taką jaka jestem. On lubi każdego z nas takimi jacy jesteśmy. Jestem tego pewna. Łaską jest otrzymać taką pewność. Zwłaszcza gdy żyło się z ciągłym przekonaniem, że coś jest ze mną nie tak, że każdy lubi mnie tylko trochę, lub do czasu. Nie! On lubi mnie całą! On lubi mnie taką niedoskonałą, taką nieogarniętą, taką czasem leniwą, taką słabą, upadającą, zwariowaną... I Ciebie Tata lubi takim jaki jesteś! Uwierz w to! A gdy Król królów i Pan panów Cię lubi bez względu na to jaki jesteś, to któż może sprawić, że poczujesz się gorszy? Nie jesteś gorszy! Jesteś ukochanym dzieckiem Boga, który na chrzcie świętym adoptował Cię z miłością.
On posyła Swojego Ducha każdemu: Duch Święty zstąpi na wszystich (...). Dar Ducha Świętego wylany został także na pogan. (Dz 10,44-45). Jakże zdumieli się tym żydzi. To właśnie żydzi myśleli, że Oni są wybrani, że poganie nie mają prawa udziału w zbawieniu. A tu taka niespodzianka! Bóg kocha, lubi i pragnie zbawienia dla wszystkich istot ludzkich! Już sam ten fakt sprawić powinien, że poczujemy się dowartościowani.

Hej! Nasz Tata jest przecież Wszechmocny! On jest KRÓLEM! A więc jesteśmy Księżniczkami i Książętami! Czy umiesz to przyjąć, zaakceptować?!

Ja już nie uciekam od tej prawdy! Od tej pory nie muszę się bać! Bo cóż może zrobić mi świat, gdy mam przy sobie tak cudownego Ojca?


Zapraszam do obejrzenia inspirującego filmiku. Jezus jest zawsze przy Tobie! Nawet gdy wydaje Ci się, że Cię opuścił! 


+


środa, 6 maja 2015

Dawca Życia




Chcę Ci, Panie podziękować,
za ten piekny swiat.
Chce Ci podziękować,
że tak cudnie stworzyłes mnie.
Twoja miłość ukształtowała mnie 
w łonie mej matki. 
Twoja ciepła dłoń gładziła me policzki 
nim ujrzały swiatło dnia.
Twe ramiona tuliły mnie 
jeszcze zanim ziemska matka 
przycisneła to maleńkie ciałko. 

Ty, Dawco życia 
tchnąłeś we mnie Ducha, 
abym żyła dla Ciebie,
kochała Ciebie,
przebaczała dla Ciebie,
tęskniła do Ciebie
i umierała dla Ciebie. 


Bóg jest jedynym dawcą życia. Tylko On życie daje i zabiera. Tylko z Jego łaski poruszamy się i jesteśmy. Bądźmy mu za to wdzięczni! 

Wiersz jest mojego autorstwa :)

Zdjęcie pochodzi z osobistej kolekcji zdjęć. Osobiście jest to moja ulubiona rzeźba. Znałam ją już mając naście lat. Zawsze mnie zachwycała i wprowadzała w kontemplacje nad świętością. Również chciałam być takim oparciem dla konającego Chrystusa. 

Ta Rzeźba pochodzi z kościoła Św. Piotra i Pawła w Wilnie. 

Pozdrawiam w Panu,
D ;)