Jezus

Jezus

środa, 9 grudnia 2015

Najbliższa obecność


Najbliższa obecność
Przyciemnione światła, głucha cisza odbijająca się o ściany kaplicy. Jedyny dźwięk jaki dało się słyszeć to liczne bicie serc. Kilka świec palących się na ołtarzu, a wysoko nad nim wzniesiona w złotych promieniach najświętsza Hostia. To z niej wprost na stęsknione serca spogląda sam Bóg. W niej utkwione spojrzenia ludzi pełnych nadziei, przychodzących wylewać swoje cierpienie i miłość do Jezusa. Ludzie Ci przyszli adorować swojego Boga. Jedni klęczą modląc się w skupieniu, inni siedzą zapatrzeni w białą Hostię. Każdy przeżywający swoją miłość do Ojca na swój sposób.
Adoracja jest dla mnie jedną z trudniejszych form modlitwy. Wiele razy podchodziłam do niej, niejednokrotnie okazywało się, że mnie przerastała. Moje myśli uciekały do spraw codziennych, do obowiązków, marzeń. Zdarzają się jednak momenty kiedy Adoracja ma szczególne znaczenie, kiedy Pan zaskakuje nas w zupełnie niespodziewanych chwilach naszego życia. Dotychczas miałam dwa tak bardzo znaczące przeżycia związane z adoracją. Były one bardzo głębokie i intymne. Jak nigdy przedtem zatopiłam się w miłości. Miłości, która pochodziła ze spojrzenia Chrystusa, który spoglądał na każdego z obecnych. Nie ważne były moje troski, smutki. Była to adoracja jak wiele innych, po Mszy Świętej, w pierwszą niedzielę miesiąca. Każdy wie jak ona wygląda. Krótka, wyczytana, prześpiewana. Tamtego dnia jednak po raz pierwszy czułam, że nie chcę aby ona się kończyła. Nie dlatego, że ksiądz mądre modlitwy odprawiał. To wszystko było nieważne. Byłam tylko ja i On. Byliśmy sami pośród tych wszystkich ludzi. Czułam Jego obecność, Jego miłość. Dlatego gdy ta krótka adoracja dobiegła końca, a ksiądz podniósł hostię i błogosławił, czułam wzruszenie i tęsknotę. Tak ogromną tęsknotę za Nim. W tamtym momencie pragnęłam abyśmy bez końca tak wpatrywali się w siebie.
Kolejne bardzo drogie mi doświadczenie płynie z długiej Adoracji, w ciszy. Jest ona bardzo trudna, zwłaszcza jeżeli dręczą nas problemy i nie pozwalają nam skupić się wyłącznie na Nim i Jego obecności. Był jednak taki dzień, kiedy Jego miłość przekroczyła wszelkie moje wyobrażenia.
Moją ówczesną troską była decyzja co do udziału w rekolekcjach odnowy w Duchu Świętym. Chciałam się upewnić, że to dzieło Boże, do którego On sam mnie zaprasza. Wzięłam tę sprawę na modlitwę. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam głos Boga. A może był to Jego Anioł posłany do mnie? Odpowiedział mi wtedy na dręczące mnie pytanie. Jego słowa „tak, idź!”, posłały mnie.
Patrząc z perspektywy czasu wierzę, że słowa te były od Boga. Rekolekcje ukończyłam, przekonana, że dobrze uczyniłam. Ogrom problemów jakie pojawiły się później tylko utwierdziły mnie, że dobry Ojciec chciał uchronić mnie przed dewastującym skutkiem tych trudności. Rekolekcje te umocniły moją wiarę, a podczas nich nauczyłam się budowania głębszej relacji z Chrystusem. A także poczułam przynaglenie, do częstszej modlitwy w ciszy.
Adoracja może mieć różną formę: modlitwa wspólna, indywidualna, w ciszy lub śpiew. Nie ważne jest tak na prawdę jaką będzie mieć formę, najważniejsze, abyśmy w niej dostrzegli najbliższą obecność Jezusa, który wtedy z czystą miłością patrzy na nas i zsyła swoje błogosławieństwo i łaski. Jest On na wyciągnięcie ręki. Tak bliski, choć nie raz wydaje się nam być tak daleki.
Życzę sobie i każdemu z osobna tak cudownych przeżyć podczas adoracji, która niekiedy może wydawać się nudna, przesiedziana, przemilczana. Czasami jednak wystarczy, że nic nie mówimy, a jedynie wpatrujemy się w siebie z naszym Oblubieńcem.

A miłość rozlewa się w naszym sercu.

Dobroci +

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz