Najbliższa
obecność
Przyciemnione światła,
głucha cisza odbijająca się o ściany kaplicy. Jedyny dźwięk
jaki dało się słyszeć to liczne bicie serc. Kilka świec palących
się na ołtarzu, a wysoko nad nim wzniesiona w złotych promieniach
najświętsza Hostia. To z niej wprost na stęsknione serca spogląda
sam Bóg. W niej utkwione spojrzenia ludzi pełnych nadziei,
przychodzących wylewać swoje cierpienie i miłość do Jezusa.
Ludzie Ci przyszli adorować swojego Boga. Jedni klęczą modląc się
w skupieniu, inni siedzą zapatrzeni w białą Hostię. Każdy
przeżywający swoją miłość do Ojca na swój sposób.
Adoracja jest dla mnie
jedną z trudniejszych form modlitwy. Wiele razy podchodziłam do
niej, niejednokrotnie okazywało się, że mnie przerastała. Moje
myśli uciekały do spraw codziennych, do obowiązków, marzeń.
Zdarzają się jednak momenty kiedy Adoracja ma szczególne
znaczenie, kiedy Pan zaskakuje nas w zupełnie niespodziewanych
chwilach naszego życia. Dotychczas miałam dwa tak bardzo znaczące
przeżycia związane z adoracją. Były one bardzo głębokie i
intymne. Jak nigdy przedtem zatopiłam się w miłości. Miłości,
która pochodziła ze spojrzenia Chrystusa, który spoglądał na
każdego z obecnych. Nie ważne były moje troski, smutki. Była to
adoracja jak wiele innych, po Mszy Świętej, w pierwszą niedzielę
miesiąca. Każdy wie jak ona wygląda. Krótka, wyczytana,
prześpiewana. Tamtego dnia jednak po raz pierwszy czułam, że nie
chcę aby ona się kończyła. Nie dlatego, że ksiądz mądre
modlitwy odprawiał. To wszystko było nieważne. Byłam tylko ja i
On. Byliśmy sami pośród tych wszystkich ludzi. Czułam Jego
obecność, Jego miłość. Dlatego gdy ta krótka adoracja dobiegła
końca, a ksiądz podniósł hostię i błogosławił, czułam
wzruszenie i tęsknotę. Tak ogromną tęsknotę za Nim. W tamtym
momencie pragnęłam abyśmy bez końca tak wpatrywali się w siebie.
Kolejne bardzo drogie mi
doświadczenie płynie z długiej Adoracji, w ciszy. Jest ona bardzo
trudna, zwłaszcza jeżeli dręczą nas problemy i nie pozwalają nam
skupić się wyłącznie na Nim i Jego obecności. Był jednak taki
dzień, kiedy Jego miłość przekroczyła wszelkie moje wyobrażenia.
Moją ówczesną troską
była decyzja co do udziału w rekolekcjach odnowy w Duchu Świętym.
Chciałam się upewnić, że to dzieło Boże, do którego On sam
mnie zaprasza. Wzięłam tę sprawę na modlitwę. Wtedy po raz
pierwszy usłyszałam głos Boga. A może był to Jego Anioł posłany
do mnie? Odpowiedział mi wtedy na dręczące mnie pytanie. Jego
słowa „tak, idź!”, posłały mnie.
Patrząc z perspektywy
czasu wierzę, że słowa te były od Boga. Rekolekcje ukończyłam,
przekonana, że dobrze uczyniłam. Ogrom problemów jakie pojawiły
się później tylko utwierdziły mnie, że dobry Ojciec chciał
uchronić mnie przed dewastującym skutkiem tych trudności.
Rekolekcje te umocniły moją wiarę, a podczas nich nauczyłam się
budowania głębszej relacji z Chrystusem. A także poczułam
przynaglenie, do częstszej modlitwy w ciszy.
Adoracja może mieć
różną formę: modlitwa wspólna, indywidualna, w ciszy lub śpiew.
Nie ważne jest tak na prawdę jaką będzie mieć formę,
najważniejsze, abyśmy w niej dostrzegli najbliższą obecność
Jezusa, który wtedy z czystą miłością patrzy na nas i zsyła
swoje błogosławieństwo i łaski. Jest On na wyciągnięcie ręki.
Tak bliski, choć nie raz wydaje się nam być tak daleki.
Życzę sobie i każdemu
z osobna tak cudownych przeżyć podczas adoracji, która niekiedy
może wydawać się nudna, przesiedziana, przemilczana. Czasami
jednak wystarczy, że nic nie mówimy, a jedynie wpatrujemy się w
siebie z naszym Oblubieńcem.
A miłość rozlewa się
w naszym sercu.
Dobroci +
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz