Jezus

Jezus

czwartek, 9 kwietnia 2015

Niepojęta łaska


Witajcie, kochani!

Dziś chciałabym podzielić się czymś bardzo osobistym. Doświadczeniem, które tak wyraźnie wyryła we mnie łaska Pana. A Jego łaska jest niepojęta.

W ostatnich dniach, pomimo radości Zmartwychwstania - to nie był radosny dla mnie czas. Mniejsza o szczegóły. Cierpienie, które mnie dotknęło było tak samo żywe jak każdy z was, który to czyta. Cierpienie, które przeszyło moje serce na wskroś i zraniło mnie do żywego. Cierpienie, które dla niektórych mogłoby być nazwane błahostką a przez innych (podobnie cierpiących) okropnym bólem.
W tym cierpieniu złościłam się na Niego. Czułam zawód. Miałam przekonanie, że mnie nie wysłuchał, bo miał jakiś ważny ku temu powód! Walczyłam z porzuceniem przekonania i decyzji o całkowitej ufności. Jednak przekonywałam sama siebie, że Jezus na pewno obok mnie jest i płacze razem ze mną.
Po dniu cierpienia, przyszedł czas zobojętnienia na ból, ale i wyrzuty sumienia. No bo jak mogłam gniewać się na Niego? Jak mogłam czuć się zawiedziona, porzucona? Z tym poczuciem wstydu poczułam, że nie godna jestem modlić się do Niego. Ale też wiedziałam, że to Zły podpowiada mi te myśli, że niegodna jestem mówić do Boga, modlić się! To Zły wtłaczał we mnie jad, powodując, że czułam się niegodna - już nie pierwszy raz robił to w ten sam sposób! Modliłam się mimo to! Walczyłam.

I walka się opłaciła! 

Dziś Pan dotknął mnie szczególnie! 

Dziś (nadal w poczuciu wstydu wobec Boga i niegodności stawania przed Nim na modlitwie) dość opornie szła mi modlitwa podczas konferencji oraz podczas Mszy Świętej. Zrodziła się pokusa, aby po Mszy iść do domu. W głowie kłębiły się myśli: "Jak możesz tutaj zostać, na wielbieniu, kiedy wcale nie jesteś szczęśliwa? Kiedy wcale nie masz ochoty uwielbiać Boga?" Straszne to myśli, które przyprawiały moje serce o ból niewyobrażalny. Mój ból był tym większy, że czułam w sercu totalny chaos!
Ale Pan nie dawał za wygraną. Dzięki łasce, modlitwie (prawdopodobnie bliskich mi osób z grupy dzielenia! DZIĘKI KOCHANE!!!) Nagle, w mojej głowie powstała myśl: "Dobra. Jeżeli po Mszy nie będzie konferencji tylko od razu wielbienie (taka jest zwykle kolejność podczas spotkań wspólnoty), to zostanę!"
I bach! 
Informacja!
Zaraz po Mszy - Wielbienie.
Wtedy już wiedziałam - ZOSTAJĘ! 

A gdy zostałam... Poprosiłam Go z całego serca, aby był MOIM OSOBISTYM PANEM I ZBAWICIELEM! Aby KRÓLOWAŁ we WSZYSTKICH sytuacjach mojego życia! W całym moim życiu! Bo jestem już ZMĘCZONA nieudanymi próbami kierowania własnym życiem po swojemu! To zwyczajnie nie wychodzi!!!
Modliłam się! Wołałam w sercu, że jestem już zmęczona! Żeby On wziął to wszystko w Swoje ręce!

W trakcie modlitwy, ktoś otrzymał obraz - człowieka utrudzonego, idącego przez pustynie. I mówi, że Pan widzi tę osobę, że bierze ją na ręce, podnosi, przytula. Już nie musi się bać, On jest! I ociera jej łzy!
I dodany fragment, który spowodował, że serce zabiło mocniej w mojej piersi:

Kim jest ta, co się wyłania z pustyni,wsparta na oblubieńcu swoim? PnP 8,5

Ja nią jestem! Cóż za łaska mnie spotkała, że Pan dotknął mnie tego wieczoru, uzdrowił moje serce zbolałe. Cóż za radość i pokój wstąpił we mnie! I całym sercem uwielbiać mogłam Pana mego! Bo próbę tak ciężką przeszłam z Jego pomocą! 
On jest cudownym Oblubieńcem - to Chrystus, który ociera łzy, który przytula i towarzyszy! 
On nigdy mnie nie zostawił!

I ciebie Jezus chce dotknąć! Zawołaj do Niego głośno! Wołaj w swoim utrapieniu, wykrzycz swój ból! On cię usłyszy i pomoże, i będziesz mógł wesprzeć się na Jego ramieniu! A On cię uzdrowi!
Zaufaj Chrystusowi i oddaj Mu całe swoje życie! 



Chwała Panu! +
D. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz