W perspektywie ostatniego miesiąca, a może i dwóch, widzę jak bardzo liczyłam na cud. Jak wielki przez to czułam zawód, gdy ten cud nie następował. Czułam się oszukana, tak jak uczniowie idący do Emaus. Pokładałam nadzieję w Panu. Uwierzyłam Jego słowom: A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię J 14,13. Prosiłam, i nic! Nagle mój świat runął. Moja nadzieja rozpadła się na milion kawałków. A w głowie jedna myśl: "Zawiodłeś mnie!" W fragmencie św. Łukasza, słowa uczniów dokładnie obrazują stan mojej duszy z tamtego czasu:
A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela (Łk 24,21)
A ja się spodziewałam, że udzielisz mi łaski, o którą tak proszę!
A przecież moja prośba mogła zostać wysłuchana, tylko realizacja jej może być odłożona w czasie. Tylko On wie kiedy coś będzie dla nas dobre! On zna czas i miejsce!
Był taki czas, że myślałam, że cuda przytrafiają się każdemu, tylko nie mnie. Myślę, że w pewnym sensie uczniowie z Emaus myśleli to samo, gdy mówili o kobietach idących do grobu.
(...) niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły u opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. (Łk 24,22-23)
Oni nawet chcieli uwierzyć tym kobietom ale tak bardzo chcieli sami doświadczyć tego cudu, że nie zauważyli, zaślepieni, że tego cudu właśnie doświadczają.
(...)sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali (Łk 24,15-16)
Dopiero później otworzyły się im oczy i poznali Go (Łk 24,31). A przecież On jest obecny przy tobie cały czas.Wciąż pyta nas: cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą? (Łk 24,17). On nieustannie pyta cię "co się stało?" Bo On pragnie wszystko od ciebie usłyszeć. I wtedy, gdy czujesz się zawiedziony, gdy wylewasz z siebie żale litrami, Jezus z tobą jest, słucha, płacze razem z tobą. I tak jest zawsze! Nawet gdy się śmiejesz! On śmieje się razem z tobą, ciesząc się twoją radością!
Jak stać się światłem świata? Jak stać się światłem dla świata?
Czytając ten fragment od razu nasuwa mi się myśl o misji jaką pełnię będąc nauczycielem. Ja mam być światłem dla młodzieży, którą spotykam na drodze mojej pracy. Każdy ma taką misję w swoim życiu i nie ważne czy jest się matką, lekarzem, adwokatem czy sprzątaczką. Każda misja wypełniana w imię Chrystusa naświetla drogę dla innych ludzi. My jako Chrześcijanie mamy świecić całemu światu! Mamy świecić swoją miłością, wiarą, dobrocią!
Skoro jesteśmy już Światłem Świata, my Chrześcijanie, to tym światłem mamy się dzielić. Dobrem powinno się promieniować. Dlatego Jezus mówi, że lampę zapaloną nie chowa się w korcu, lecz na świeczniku, aby świeciła wszystkim (Mt 5,15). Dlatego tym światłem, tą dobrocią powinno się zarażać innych. Najczęstszym powodem nawróceń ludzi jest widok prawdziwie żyjących wiarą chrześcijan, którzy są szczęśliwi, rozradowani, pełnie miłości i pokoju Pana. I to oni promieniują tą miłością i dobrem na innych. Tak powinno wyglądać chrześcijaństwo! Chrześcijanin powinien być radosny, swoimi oczami, swoją twarzą wyrażać radość i żywą wiarę! Wtedy przyciągnie się zbłąkane owce do Pasterza!
Stanie na świeczniku oznacza, że ta światłość ma się rozpromieniać na każdego, aby dotarła do każdego. A tym światłem są: miłość, wiara, nadzieja, radość, prawda.
Światło ma też za zadanie oświetlać drogę, a więc prowadzić człowieka. Jeśli światłością będziemy w Chrystusie, który tego światła nam udziela, to ludzie poznając to, będą wychwalali Boga. (Mt 5,16).
Pragnijcie dobroci! Módlcie się do dobrego Ojca, aby udzielił Wam łaski dobra! Ja też pragnę tego dobra w sobie, aby dzięki niemu, ludzie mogli spotkać Boga twarzą w twarz!
Życie Chrześcijanina nie należy już do niego. Jeżeli decyduję się na życie z Chrystusem.
Jeżeli powiem z całym przekonaniem, że to Jezus jest moim osobistym Panem i Zbawicielem, to moje życie składam u stóp Jego. Nie żyje już dla siebie, dla drugiego człowieka, dla dóbr doczesnych, kariery, ale żyję dla Jezusa. I jeżeli umrę, umrę dla Jezusa.
Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana, jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. (Rz 14,8)
Nie jest to zbyt długa refleksja, ale opiera się ona na decyzji. Jeżeli zdecydujesz, że jesteś gotów postawić Jezusa na tronie swojego serca, a siebie jesteś gotów zdetronizować, to On będzie panował w Twoim życiu. I pomimo tego, że w tym wszystkim będziesz należeć do Niego, to będziesz niewolnikiem z własnej woli. Ale być Jego niewolnikiem jest jak spijanie najsłodszego miodu ze świeżego plastra, wyciągniętego z ula. Cóż za radość wielka! Cudownie jest należeć do Chrystusa! Miłość Jego przenika serce i napełnia je Swoją mocą! A wtedy już nie ja mieszkam sama ale to Jezus mieszka w sercu moim, a ja żyje dla Niego!
Pragnę cała należeć do Ojca! On kocha tak mocno, że nigdy mnie nie zostawi, nigdy mnie nie skrzywdzi!
Jego cudowne słowa sprzed tygodnia przenikają mnie nadal. Po tygodniu od wspaniałego doświadczenia cudu, którym mnie Chrystus dotknął wciąż czuję Jego obecność, a moje cierpienie zastąpiło się radością, która nie przemija! Ta radość, która zastąpiła ból, poczucie wstydu, nienawiści. To Miłość zamieszkała w moim sercu! Ta Miłość, która zna Ojca naszego w Niebie. Ta Miłość, która w cudowny sposób czyni mnie niewolnikiem Jego miłość. I wciąż pragnę więcej i więcej Jego Miłości, Jego obecności.
Bo wciąż chcę iść przez pustynię, wsparta na mym Oblubieńcu (PnP 8,5), którym jest Chrystus Pan!
Przyjdź i zajmij miejsce swe na tronie naszych serc!
Dziś chciałabym podzielić się czymś bardzo osobistym. Doświadczeniem, które tak wyraźnie wyryła we mnie łaska Pana. A Jego łaska jest niepojęta.
W ostatnich dniach, pomimo radości Zmartwychwstania - to nie był radosny dla mnie czas. Mniejsza o szczegóły. Cierpienie, które mnie dotknęło było tak samo żywe jak każdy z was, który to czyta. Cierpienie, które przeszyło moje serce na wskroś i zraniło mnie do żywego. Cierpienie, które dla niektórych mogłoby być nazwane błahostką a przez innych (podobnie cierpiących) okropnym bólem.
W tym cierpieniu złościłam się na Niego. Czułam zawód. Miałam przekonanie, że mnie nie wysłuchał, bo miał jakiś ważny ku temu powód! Walczyłam z porzuceniem przekonania i decyzji o całkowitej ufności. Jednak przekonywałam sama siebie, że Jezus na pewno obok mnie jest i płacze razem ze mną.
Po dniu cierpienia, przyszedł czas zobojętnienia na ból, ale i wyrzuty sumienia. No bo jak mogłam gniewać się na Niego? Jak mogłam czuć się zawiedziona, porzucona? Z tym poczuciem wstydu poczułam, że nie godna jestem modlić się do Niego. Ale też wiedziałam, że to Zły podpowiada mi te myśli, że niegodna jestem mówić do Boga, modlić się! To Zły wtłaczał we mnie jad, powodując, że czułam się niegodna - już nie pierwszy raz robił to w ten sam sposób! Modliłam się mimo to! Walczyłam.
I walka się opłaciła!
Dziś Pan dotknął mnie szczególnie!
Dziś (nadal w poczuciu wstydu wobec Boga i niegodności stawania przed Nim na modlitwie) dość opornie szła mi modlitwa podczas konferencji oraz podczas Mszy Świętej. Zrodziła się pokusa, aby po Mszy iść do domu. W głowie kłębiły się myśli: "Jak możesz tutaj zostać, na wielbieniu, kiedy wcale nie jesteś szczęśliwa? Kiedy wcale nie masz ochoty uwielbiać Boga?" Straszne to myśli, które przyprawiały moje serce o ból niewyobrażalny. Mój ból był tym większy, że czułam w sercu totalny chaos!
Ale Pan nie dawał za wygraną. Dzięki łasce, modlitwie (prawdopodobnie bliskich mi osób z grupy dzielenia! DZIĘKI KOCHANE!!!) Nagle, w mojej głowie powstała myśl: "Dobra. Jeżeli po Mszy nie będzie konferencji tylko od razu wielbienie (taka jest zwykle kolejność podczas spotkań wspólnoty), to zostanę!" I bach! Informacja!
Zaraz po Mszy - Wielbienie.
Wtedy już wiedziałam - ZOSTAJĘ!
A gdy zostałam... Poprosiłam Go z całego serca, aby był MOIM OSOBISTYM PANEM I ZBAWICIELEM! Aby KRÓLOWAŁ we WSZYSTKICH sytuacjach mojego życia! W całym moim życiu! Bo jestem już ZMĘCZONA nieudanymi próbami kierowania własnym życiem po swojemu! To zwyczajnie nie wychodzi!!!
Modliłam się! Wołałam w sercu, że jestem już zmęczona! Żeby On wziął to wszystko w Swoje ręce!
W trakcie modlitwy, ktoś otrzymał obraz - człowieka utrudzonego, idącego przez pustynie. I mówi, że Pan widzi tę osobę, że bierze ją na ręce, podnosi, przytula. Już nie musi się bać, On jest! I ociera jej łzy!
I dodany fragment, który spowodował, że serce zabiło mocniej w mojej piersi:
Kim jest ta, co się wyłania z pustyni,wsparta na oblubieńcu swoim? PnP 8,5
Ja nią jestem! Cóż za łaska mnie spotkała, że Pan dotknął mnie tego wieczoru, uzdrowił moje serce zbolałe. Cóż za radość i pokój wstąpił we mnie! I całym sercem uwielbiać mogłam Pana mego! Bo próbę tak ciężką przeszłam z Jego pomocą! On jest cudownym Oblubieńcem - to Chrystus, który ociera łzy, który przytula i towarzyszy! On nigdy mnie nie zostawił!
I ciebie Jezus chce dotknąć! Zawołaj do Niego głośno! Wołaj w swoim utrapieniu, wykrzycz swój ból! On cię usłyszy i pomoże, i będziesz mógł wesprzeć się na Jego ramieniu! A On cię uzdrowi! Zaufaj Chrystusowi i oddaj Mu całe swoje życie!
Cuda bardzo często zajmują nam sporo czasu! Myślenie o nich, marzenie aby i nam się przytrafiły. Cuda, które często uznajemy, że są dla innych, ale nas na pewno nie spotkają. Zachwycamy się nimi gdy już usłyszymy, lub będziemy świadkami ich dokonania. Ale czy cuda faktycznie nie są dla nas? Ciągle słyszę, gdy ktoś mówi - małe cuda zdarzają się codziennie, są w fakcie, że jeszcze się obudziłaś, że gdzieś poczęło się nowe życie, że ktoś kogoś pokochał, ktoś komuś wybaczył. Takie cuda - choć zwykle przez nas niezauważane są oczywiście dla każdego z nas. Ale co z cudami - spektakularnymi? Uzdrowieniami, wyproszeniem łask, nawróceniami, itd.? Słyszymy o nich, obserwujemy, ale nie doświadczamy... Co wtedy myśli przeciętny Kowalski? "No tak.. chyba tamci są lepsi ode mnie, bo moja córka też ma białaczkę, ale ona nie została uzdrowiona, a ten Staś spod szóstki, nagle, cudownie wyzdrowiał."
W czym tkwi klucz? Nie wiem...
Podejrzewam, że tylko Bóg to wie! Ale jednego nauczyłam się przez ostatnich kilka dni.
Sama naocznie widziałam dokonany cud. Cud uzdrowienia dziecka, które uległo wypadkowi i miało żyć jak roślinka (jeśli w ogóle by przeżył!!), aż tu nagle wszystkie zmiany cofnęły się w niewytłumaczony sposób. Cud? Tak! Za tym chłopcem poruszyliśmy NIEBO I ZIEMIĘ! Dlatego wiem, że to był cud! I kiedy teraz go widzę, to zachwycam się nad Boską chwałą. Pan Bóg, poprzez cud, zwrócił naszą uwagę na Siebie!
To właśnie odkryłam w ostatnich dniach! Po co Bóg czyni cuda?
W wielu fragmentach Ewangelii jest napisane, gdy Jezus uzdrawia i czyni cuda, że czyni to aby ludzie poznali, że On jest Synem Bożym, ale to Ojciec czyni cuda przez Niego.
Cuda potrzebne są aby objawiła się CHWAŁA BOGA!
Aby wielu uwierzyło, nawróciło się!
Dlatego do tej pory zdarzają się cuda, aby wielu uwierzyło, ale również po to aby objawiła się Chwała naszego Taty!
I teraz zastanówmy się. Dlaczego Pan Bóg nie czyni cudów w pośrednich stanach cierpienia? Np. Kiedy choroba jest zdiagnozowana ale miną lata nim objawi w pełni swoją siłę zadawanego cierpienia? Dlaczego czasami po prostu nie da upragnionego potomstwa małżeństwu, które bardzo tego pragnie?
Dla mnie odpowiedź nie jest prosta i nie zawsze tyczy się każdego przypadku. Jednak myślę, że gdy człowiek dojdzie do swoich granic wytrzymałości, jego cierpienie sięgnie dna, a serce już będzie wiedziało, że samo nie da sobie rady, i sytuacja na prawdę będzie beznadziejna: choroba przybierze swoją najgorszą formę, a diagnoza o problemach z płodnością wbije w fotel - tutaj jest miejsce na działanie Boga! To tutaj Bóg dotyka każdego w jego najgłębszym cierpieniu. Owszem, On jest z nami od początku cierpienia! Ale w tym najtrudniejszym momencie On dotyka i może uczynić cud! Ale cud może być albo spektakularny - gdy dokonuje się na chwałę Bożą, lub cud może być ukryty - może to być dotknięcie Bożej dłoni, która ukoi, da pokój serca, pogodzenie się z trudną sytuacją i przede wszystkim da siłę! Czasami da nawrócenie osobie cierpiącej. Da nowe życie - życie duchowe!
Tylko pytanie, czy jesteś gotowy przyjąć to co chce dać Ci Bóg?
Ja chyba jestem już gotowa. I wiem, że będzie BARDZO trudno! Bo pogodzić się z wolą Boga jest najtrudniejszą decyzją.
I jeszcze jedna rzecz, która drażni mnie niesamowicie. Parę dni temu na portalu o....pl, pojawił się artykuł, którego odczytałam nagłówek i miał on w temacie cud, który dokonał się za sprawą Ojca Pio. W nagłówku ewidentnie raził zapis, że ponoć cud był dokonany PRZEZ o. Pio. Cud dokonuje się przez czyjeś ręce, którymi posługuje się sam Ojciec nasz w Niebie! Albo też cud dokonuje się, ponieważ jakiś święty, do którego się modliliśmy WSTAWIŁ się w naszych błaganiach u Boga. To BÓG czyni CUDA! A nie człowiek! Sami Apostołowie czyniąc cuda podkreślali, że to nie ich mocą się dzieję, ale mocą Jezusa Chrystusa! A gdy on[chromy uzdrowiony przez Piotra]trzymał się Piotra i Jana, cały lud zdumiony zbiegł się do nich w krużganku, który zwano Salomonowym. Na ten widok Piotr przemówił do ludu: <<Mężowie izraelscy! Dlaczego dziwicie się temu? I dlaczego także patrzycie na nas, jakbyśmy własną mocą lub pobożnością sprawili, że on chodzi? Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, Bóg ojców naszych wsławił Sługę swego, Jezusa (...) I przez wiarę w Jego imię temu człowiekowi którego oglądacie i którego znacie, imię przywróciło siły (...) (Dz 3,11-16)
Bóg uzdrawia, a człowiekiem posługuje się jako narzędziem do niesienia Jego miłości i Jego cudów pośród ludzi!
Czym dla Ciebie jest cud? Czy zauważasz cud, który dokonuje się w Twoim życiu?
Na koniec chciałabym Ci przekazać wieść o największym z cudów, jaki dokonuje się codziennie na Eucharystii! Ten film, zmienił moje przeżywanie Mszy Świętej! Zobacz koniecznie!
W Ewangelii św. Jana odczytywanej podczas Wielkiego Piątku, opisuje scenę pochowania Jezusa w grobie, który znajdował się w ogrodzie. Ogród ten nie pasuje do całej rzeczywistości śmierci Chrystusa. Już samym paradoksem jest fakt, że w miejscu gdzie Go ukrzyżowano był ogród, a w ogrodzie zaś nowy grób (J 19,41). Ukrzyżowano Go w OGRODZIE! A przecież ogród to miejsce piękne, gdzie kwitną kwiaty, drzewa, ptaszki ćwierkają, a wiewiórki szukają orzechów. I w tym ogrodzie rozgrywa się tak dramatyczna scena? Ukrzyżowanie? To jest przecież tak niedorzeczne. A jednocześnie nie do końca pozbawione sensu. Bo to Bóg wybrał takie miejsce dla swojego Syna. Miejsce, w którym będzie Jego ciało spało, przez trzy dni, w otoczeniu wonnych kwiatów i śpiewu ptaków. A potem, w tym pięknym miejscu - On Zmartwychwstanie. Dookoła mojego grobu również jest piękny ogród. Dookoła mojego grobu, którym jest grzech, wątpliwość, brak zaufania Mu - jest ogród. Ogród, którego często nie dostrzegam. Widzę wszystko w ciemnych barwach a moja śmierć (duchowa) rozgrywa się w dramatycznych sceneriach, które bardziej sama sobie stwarzam niż one rzeczywiście istnieją. Człowiek jest przedziwną istotą. Potrafimy wmówić sobie, że nasze życie jest do niczego, że wszystko dookoła to zgniłe, zwiędnięte kwiaty, nieobradzające w owoc drzewa i pustkowie, na którym nie ma życia. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna, gdy spróbujemy choć trochę jej się przyjrzeć. A przecież jest dookoła mnie piękno Świata, piękno ludzi, piękno Boga, które tylko czekają abym je zauważyła. Bo po mrokach moich doświadczeń, na pewno nastanie dzień, abym mogła obudzić się w tych wspaniałych wonnościach i śpiewie ptaków, które witały z powrotem Zmartwychwstałego Pana.
On już zbawił Ciebie i mnie. On już wyciągnął Ciebie i mnie ze słabości grzechu. Tylko zbyt często lubimy wracać do tego ciemnego, zimnego grobu. A to dlatego, że nie widzimy, że na zewnątrz czeka na nas piękny ogród, i Bóg, i ludzie, i wolność. Ale ta prawdziwa wolność - w Chrystusie.
Moi drodzy! Życzę Wam oraz sobie na te Święta, aby Zmartwychwstały Chrystus przemieniał nasze serca. Aby dał nam serca z ciała a zabrał serce z kamienia. Aby dotarł do tych zakamarków naszego jestestwa, gdzie jeszcze nie zaprosiliśmy Go. Starajmy się o to, abyśmy nie byli jak Tomasz, abyśmy uwierzyli, nie widząc Go, bo to sprawi, że będziemy błogosławieni. Życzę nam abyśmy byli jak Maria Magdalena, która z tak wielką miłością i oddaniem towarzyszyła Jezusowi do końca, a po Jego śmierci wciąż siedziała przy grobie aby Go opłakiwać (Mt 27,61).
Przepiękna pieśń - tą samą, wykonywaliśmy z grupą muzyczną podczas Wielkiego Piątku w Kościele Parafialnym.
Bóg dał nam udział w wielkich rzeczach. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie - odpuszczenie grzechów (Kol 1,13-14). To w Nim, przez Niego i dla Niego zostaliśmy ja i Ty odkupieni. Moja i Twoja dusza została zbawiona przez Jego Drogocenną Krew, przelaną na Krzyżu.
Ojciec to sprawił, że to w Chrystusie i dla Chrystusa wszystko zostało stworzone. On stał się pierwszy we wszystkim, aby mógł przygotować nam miejsce. Dlatego też stał się pierworodnym spośród umarłych (Kol 1,18). Dzięki śmierci, której sam doświadczył, tę śmierć pokonał, abyśmy my nie umarli na wieki. Mało tego - Jego śmierć i zmartwychwstanie sprawiło, że pojednał On wszystko ze sobą, i to co na ziemi i to co w niebiosach (Kol 1, 20).
Przez Niego pojednani zostaliśmy my - ludzie, z naszym Ojcem w Niebie. Ponieważ żyliśmy z Nim w niezgodzie przez nasze grzechy i złe postępowanie. Jezus zgładził te grzechy Świętą Krwią.
Czy rozumiemy tą cudowną prawdę? Czy już dotarło do Ciebie, że dzięki temu pojednaniu możesz rozmawiać z Bogiem, możesz wymadlać cuda, możesz trwać w Nim, już tu na ziemi?
On JUŻ odkupił Twoje winy, a to co musisz zrobić to w to uwierzyć, zaufać Mu całkowicie i iść za Nim. Iść za Kościołem, której On jest Głową (Kol 1,18). Zaufaj Mu i wierz w Niego i Jemu, a wiara Twa niech będzie ugruntowana i stateczna w Ewangelii (Kol 1, 23), a wtedy będziesz mógł zawołać za Św. Pawłem:Jej[Ewangelii] sługą stałem się ja (...) Kol 1,23.
Teraz ten blog jest również na Facebooku! Polubcie tą stronę a będziecie na bieżąco z dodawanymi postami na blogu :) serdecznie zapraszam! Poniżej znajduje się link:
Jezus poprzez Swoje Zmartwychwstanie udzielił nam łaski odnowy nadziei. Nadzieja, która nigdy nie umiera, bo zatopiona jest w mocy Chrystusa Zmartwychwstałego. Tylko On ożywia nadzieję. Przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei (1P 1,3). Wiara jest naszą decyzją, którą umacniamy przez moc Ducha Świętego. Miłość otrzymujemy od Ojca, który jest nieskończoną miłością. On uzdalnia nas do miłowania Jego i bliźniego. Chrystus zaś Zmartwychwstając dał nam nadzieję, która w tamtym czasie, po Jego powstaniu z martwych, ożyła i dała obietnicę, że wierząc, miłując dostąpimy dziedzictwa (...), które jest zachowane dla nas w niebie (1P 1,4). A tym dziedzictwem jest życie wieczne. Dlatego Piotr w swoim liście napisał, abyśmy się radowali pomimo trudnych i smutnych doświadczeń, które spotykają nas tu na Ziemi (1P 1,6). Przypomina on, że dzięki tym doświadczeniom nasza wiara będzie cenniejsza ponad złoto, które jest zniszczalne (1P 1,7). Na to dostaliśmy od Chrystusa żywą nadzieję, abyśmy mogli się radować i patrzyć ponad cierpieniem w przyszłość, na życie wieczne.
W owym liście Piotr przypomina słowa Jezusa, które skierował wcześniej do Tomasza (J 20,29). Piotr przypomina, że jesteśmy tymi, którzy: choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy, w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszcie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary - zbawienie dusz (1P 1,8-9).
Ja tutaj widzę również cudowną obietnicę. Jeżeli dotrę do celu mojej wiary - zbawienia, to zobaczę w końcu Tego, którego nigdy nie widziałam, ani nie słyszałam, a kocham Go mocno i wierzę w Niego. Będzie to najpiękniejsze błogosławieństwo dla mojej duszy.
Tęskni moja dusza za Bogiem tak niepojętym, tak tajemniczym, tak kochającym. Tęsknie za dniem kiedy już ujrzę Jego i posłyszę Jego głos, zawołam wtedy Ukaż mi Swą twarz, daj mi usłyszeć Swój głos! Bo słodki jest Twój głos i twarz pełna wdzięku (PnP 2,14)
Czy tęsknisz za tym dniem, gdy On przyjdzie w chwale aby zabrać Cię do siebie?